Tematy na wpisy blogowe nie sfruwają z nieba. Nawet jeśli ktoś pisze o obrotach sfer niebieskich, musi czasem zajrzeć do książek, żeby sprawdzić, czy Kopernik był kobietą i któremu papieżowi dedykował dzieło swego życia. Niniejszy tekst też opiera się na wiedzy książkowej a pomysł na jego napisanie przyszedł mi do głowy kilka tygodni temu, gdy wracając z miasteczka Dunshaughlin zajechałem na parking przed centrum ogrodniczym.
Skręciłem z głównej szosy w ostatniej chwili, skuszony możliwością wypicia dobrej kawy w przepastnych wnętrzach przeszklonego pawilonu. Lubię to miejsce, nie jest tak zatłoczone jak zwyczajne centrum handlowe, bujna zieleń nadaje mu niemal parkowy charakter. Oprócz roślin w różnych postaciach i stanach skupienia sklep oferuje akcesoria ogrodowe a także, co raczej nietypowe, ma stoiska z wełnianą odzieżą, wyposażeniem kuchennym, zdrową żywnością, zdrowym winem i niezdrowymi bibelotami. W odległym skrzydle tego przybytku znajduje się kafejka, do której zazwyczaj idę na końcu, po obejściu sekcji z nawozami, kwiatami doniczkowymi i narzędziami. Obok kafejki jest niewielka księgarnia, gdzie można nabyć kalendarze oraz książki o sztukach: kulinarnej i wizualnej. W wersji popularnej. Z sąsiedniego stoiska chwyciłem butelkę wina, po czym wróciłem do półki z książkami i wyłowiłem coś dla siebie.
Pani kasjerka widząc co jej kładę na ladę, uśmiechnęła się leciutko. Mogła być trochę zawiedziona, że zamiast kupić worek kompostu, sześciopak rozkwitłych orchidei i emaliowany gazowy grill za jedyne €1499, zadowalam się butelką wina i książką z renesansowym aniołkiem na okładce. Stukając w kasowe klawisze uśmiechała się niby Anioł, a ja już wiedziałem, że jestem na tropie swojej nowej pasji, że ta niepozorna książeczka odmieni moje życie. No, może nie całe życie, najwyżej kilka tygodni. Dobre i to, absurd istnienia trzeba uśmierzać każdym dostępnym sposobem. Miałem więc książkę. Tak jak syn mojego przyjaciela w wieku dziewięciu lat chciał zostać robakologiem, bo fascynowały go owady, gąsienice a nawet larwowate paskudztwo żywiące się spróchniałymi belkami (ich nazwa to spuszczele) – tak ja w nieco starszym wieku poczułem niezłomną wolę, żeby stać się aniołologiem. Już na sklepowym parkingu, zanim uruchomiłem silnik samochodu, przebiegłem wzrokiem pierwsze strony „The book of Angels”.
Wiem, nazwa angelolog byłaby poprawniejsza, ale będę trzymał się swojej. Angelologia to coś oficjalnego, wchodzi w skład nauk teologicznych, o których nie mam pojęcia. Co ciekawe, w polskiej Wikipedii angelologia nie ma jeszcze definicji. To duże niedopatrzenie w kraju wzmożonym religijnie. Tymczasem uprzedzając zarzuty formalistów, ogłaszam, że czuję się uprawniony do subiektywnego potraktowania anielskiego tematu. Bo Anioły są dobrem wspólnym, nie należą do żadnej wybranej religii lecz, jak wykażę za chwilę, do całej naszej cywilizacji. O Aniołach wspominałem w tekstach dotyczących sztuki średniowiecza i renesansu, teraz przyszła pora na uporządkowanie wiadomości, niech dobry Anioł ma w opiece moją klawiaturę.

Rzeźba Anioła we florenckim kościele Santa Croce
Teologia, jak wiadomo, jest dość zawiłą spekulacją na temat istot wymyślonych przez ludzi. Aniołologia (a raczej angelologia) jest składnikiem tych spekulacji, więc badacz nie ma wątpliwości, że poświęca swój czas i uwagę bytom bezcielesnym, od początku do końca wymyślonym przez człowieka. Nie pytajcie, czy ja wierzę w Anioły, to pytanie stawia całe zagadnienie na głowie.
Na początek trzeba uznać fakt masowego występowania Aniołów w religii, w literaturze, malarstwie, rzeźbie, architekturze – słowem we wszystkim, co stworzył człowiek. Jak się dobrze rozejrzeć, poszukać w kronikach, heraldyce i nazwach miast (Los Angeles, Archangielsk) Anioły od tysiącleci zaludniają świat. One towarzyszą człowiekowi na jego własną prośbę. Być może zostały przyjaciółmi człowieka wcześniej niż zostały nimi psy i konie. Ludzkość, która postawiła sobie za cel tworzenie cywilizacji najwyraźniej bez Aniołów nie dałaby rady. No, a ludzkość – kwiat stworzenia, mylić się nie może. Zatem logika podpowiada, że nawet jeśli Aniołów nie ma tam, gdzie ludzkość twierdzi, że być powinny, to one jednak są. Są w kulturze – tej wysokiej i tej popularnej. Czyli wszędzie.
Jako kandydat na aniołologa nie mogę ignorować nieprzerwanej obecności Aniołów w cywilizacji od czasów sumeryjskich, poprzez Babilon, starożytny Egipt, Islam, Judaizm, Chrześcijaństwo i Popkulturę. Przyglądanie się kiczowatym wizerunkom już nie Aniołów lecz „aniołków” przynależnych do popkultury wymaga dużego samozaparcia, ale trudno, zdeterminowany badacz nie cofnie się nawet przed zalewem szmiry. Chyba że szmiry będzie tak dużo, że jednak cofnie.
Celem dociekań aniołologa jest nie tyle stwierdzenie obecności lub nieobecności Aniołów w niebie, lecz zdobycie wiedzy o nich. Aniołolog musi mieć anielską cierpliwość, żeby przebrnąć przez ocean informacji o funkcjach, odmianach, imionach i właściwościach Aniołów. Ich wizerunki zmieniały się w zależności od epoki i miejsca występowania, niezmienny pozostał zadziwiająco wielki wpływ Aniołów na życie ludzi, a poprzez to udział Aniołów w kształtowaniu cywilizacji. Jakbyśmy wyglądali bez nich?
Niewidzialnych istot tłumy sąsiadują z nami wszędzie.
I kto kogo ujrzy pierwej? I kto komu duchem będzie?
Błąkają się między nami i po nocy, i o świcie –
I nie wiedzą, że to właśnie jest wzajemność i współżycie.
Oni o nas, a my o nich nic nie wiemy – tylko tyle.
Że bywają nagłe zmierzchy i przychodzą pewne chwile…
Bolesław Leśmian
Anioł budzi sympatię i wyrozumiałość. Nawet w ustach osoby niereligijnej odwołanie się do anielskiej opieki nie uchodzi za brak konsekwencji. Władczy Bóg, w imieniu którego wypowiadają się jego kapłani i tychże kapłanów wyznawcy jest postacią o wiele mniej sympatyczną niż poczciwe Anioły, które jak wiadomo także początkującym aniołologom, są ponad-religijne i multi-religijne, o czym za chwilę.
O stałej obecności Aniołów w ikonografii i literaturze nie trzeba nikogo przekonywać. Kto spragniony szczegółów, może zajrzeć na blog http://anielskiewyzwanie.blogspot.ie/. Nie da się ukryć, że na tym blogu również wielokrotnie wspominałem o Aniołach, nie do końca zdając sobie sprawę, jak często skrzydlaci posłańcy występowali w przytaczanych przeze mnie legendach, w opisywanych dekoracjach świątyń, na podziwianych obrazach i tak dalej. Teraz zamierzam te braki nadrobić. Nie wstydzę się Anioła. Ale nie zamierzam być ckliwy, aniołologia nie polega na zanoszeniu modlitw do skrzydlatych istot lub na podziwianiu ich słodkich wizerunków (dwa pucułowate bachorki z obrazu Rafaela dawno przestały mi się podobać).
Anioły zostały powołane do istnienia, aby reprezentować to, co wysublimowane, co jest ponad naturą, co naturze zaprzecza. Na przykład bezpłciowość. Anioły są obojnakami, w rubryce gender wpisują – „nie dotyczy”. Ale czy istoty wyidealizowane, zupełnie pozbawione ludzkich przymiotów mogły jakoś się ludzkości przydać? Czy mogły zaspokoić ludzkie tęsknoty? Człowiek jest częścią przyrody, czego namacalnym, organicznym dowodem są akty narodzin, prokreacji i śmierci. A jednak niezwykła popularność Aniołów, ich nieustająca obecność w kulturach wschodu i zachodu, oraz ich uniwersalność dowodzą, że bez Aniołów ludzkość prawdopodobnie nie umiałaby żyć. Posługiwanie się symbolem /archetypem/ Anioła weszło ludziom w krew, znalazło swoje miejsce w literaturze i codziennym zestawie pojęć.
Skrzydlate istoty w roli posłańców i mediatorów występują w licznych (może we wszystkich?) kulturach i religiach świata. O ile główny Bóg, Manitu, Jahwe czy Ozyrys są z definicji wszechmocni i wszechwładni, o tyle Anioły nie posiadają niewielkie moce sprawcze, ich umiejętności ograniczone są do wąskiej specjalizacji. Każdy słyszał o Aniele Stróżu, albo o Aniołach opiekuńczych. W dziewiętnastym wieku popularne stały się Anioły zabierające martwe dzieci do nieba, co wynikało z dużego odsetka umieralności wśród dzieci. Doskonale znany z obrazów renesansowych Anioł Posłaniec nie tylko Marii przynosił wiadomości od Boga. Objawiał się także Mahometowi.

Posłannicza rola Anioła jest w powszechnej świadomości najważniejsza – ostatecznie nazwa Angel, Angelus, Anhelo wywodzi się z greckiego słowa aggelos oznaczającego posłańca. Stąd tylko krok do Archanioła, czyli lidera Aniołów: archo, po grecku znaczy „pierwszy”. W mitologii chrześcijańskiej występuje siedem (lub siedmiu) Archaniołów, z których najbardziej znani to Gabriel i Michał. Te same archangielskie imiona pojawiają się w tradycji żydowskiej i muzułmańskiej. Nie w imieniu Aniołów toczą się wojny religijne, nie Anioły dzielą społeczeństwa na „wiernych” i w najlepszym wypadku „innowierców”, w gorszym odszczepieńców, heretyków i kacerzy. Choćby za to należy się Aniołom szacunek, bez względu na to czy one istnieją realnie, czy nie.
Mimo tak silnej reprezentacji istot anielskich w kulturach świata, o samych Aniołach nie wiadomo nic pewnego. Raz mają one dwoje skrzydeł i powabne oblicza, innym razem tych skrzydeł jest sześć lub więcej, w niektórych opisach pojawiają się potrójne, poczwórne głowy oraz ilość oczu idąca w setki i tysiące. Szczególnie rozrzutni pod tym względem są wizjonerzy z kręgu islamskiego. Ich mitologia roi się od ogromnych dziwolągów „sięgających od ziemi do nieba” posiadających setki par kończyn i skrzydeł, ptasich pazurów i zwierzęcych głów.
Skromniejszy pod tym względem był Judaizm, który również dopuszczał współistnienie odmiennych gatunków Aniołów, dopiero legendy chrześcijańskie doprowadziły do jako takiej unifikacji, która utrwaliła w naszej wyobraźni postać Anioła jako zgrabnego młodzieńca odzianego w tunikę, posiadającego skrzydła, bujne włosy i urodziwą buzię ale nie posiadającego płci. Mimo to Archanioł Michał odziany w zbroję i strącający buntowników do piekła ma zdecydowanie męskie rysy natomiast Gabriel bywa ukazywany jako kobieta, nieraz zaskakująco podobna do Marii – takie delikatne odmiany Aniołów znamy z obrazów Fra Angelico, van Eycka i Leonarda. Zwiastowanie to wyjątkowa chwila dla kobiety, która ma zostać matką – Anioł musi wykazać maksimum subtelności. Malarze doskonale rozumieli tę sytuację. Na obrazach Blake’a Anioły są ogromne, ich rozłożone skrzydła sięgają sklepienia katedr, z kolei na obrazach mistrzów włoskich i flamandzkich wzrost Anioła zmienia się w zależności od potrzeb. Dlatego malarze lubili Anioły. W zależności od wymogów kompozycji, mogli je dowolnie powiększać lub pomniejszać. Zasady proporcji i perspektywy dotyczą ludzi, ale nie Anioły. To istoty wolne.

Petrus Christus – Adoracja dzieciątka
Do grona posłańców, pośredników między Bogiem a człowiekiem zalicza się greckiego półboga Hermesa, choć z nim sprawa nie łatwa. Grecy raczej nie uznawali Aniołów, a ów Hermes nie miał skrzydeł na plecach lecz u kapelusza i sandałów. Z kolei w starożytnym Egipcie większość bogów i bóstw – ich łączna liczba przekracza tysiąc – wyposażona była w dzioby, pazury i głowy zwierząt, ale też w skrzydła, Wszystko razem może sugerować, że egipskie niebo zamieszkiwały istoty opiekuńcze bardziej przypominające Anioły, niż wyniosłe bóstwa. Egipcjanie wierzyli, że każdy człowiek ma swojego Anioła Stróża. Niebiańskie istoty, z ich ograniczoną mocą sprawczą i gotowością służenia bardziej ludziom niż wydumanym prawom boskim wydają się nieśmiałymi zwiastunami humanizmu. Nie mają cech władczych – to raczej niemi obserwatorzy, którzy podejmują interwencję, gdy pojawia się zagrożenie. Bywa, że wypełniając swoje opiekuńcze obowiązki występują przeciw porządkowi boskiemu. Ich skrzydła miast służyć wyłącznie lataniu, osłaniają podopiecznych przed ciosami rozgniewanych bogów. Interwencja Anioła chroni człowieka przed tym, co w zasadzie winno być nieuchronne, bo zesłane przez los. Czy taki czujny Anioł, to już Anioł zbuntowany? Pytań jest więcej.
ANIOŁ
Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch,
Sięgający piersiami skoszonego siana?
Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch,
A od kurzu miał ciemne, jak murzyn, kolana…
Włos jego – hartowana w niekochaniu miedź!
Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem !
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć,
Kiedy lecąc, sam siebie przemilczał swym ciałem…
Leśmian pytał nie tylko o Anioły. Pojawiały się w jego wierszach Znikomki, Świdronie i Dusiołki, o których wiadomo niewiele, bo nie występują nigdzie indziej. Poniekąd jest to zrozumiałe: z opisu wynika, że te stworki są bardzo małe, być może nie większe od bakterii lub owada, podpadające w sferę zainteresowań robakologa a nie aniołologa. Z tego też powodu nie miały wzięcia wśród malarzy i a tym bardziej u rzeźbiarzy – to kwestia skali.
Namalować trudno, ale to nie powód by odmawiać im jestestwa – według logicznego osądu, ich istnienie jest tak samo prawdopodobne jak istnienie Aniołów. W konkurencji ze Znikomkami Anioły są na razie górą, bo miały lepszą i długotrwałą kampanię reklamową. W grę wchodzi jeszcze estetyka: kto chciałby mieć nad łóżkiem obraz przedstawiający bakterię o imieniu Dusiołek? Osobiście wybrałbym malowidło van Eycka z urodziwym Archaniołem Gabrielem mówiącym do Marii w języku łacińskim.
Większość Aniołów, jakie znamy z miliardowych reprodukcji przedstawiono w barwach pastelowych. Ich cera jest mlecznobiała, młodzieńcza, pozbawiona trądziku, skrzydła wymuskane, mieniące się kolorami tęczy (!), szaty anielskie są powiewne jak z garderoby moskiewskiego baletu. Wyjątkiem jest czarny Anioł Śmierci, obecny chyba na wszystkich cmentarzach świata. Zwykle występuje jako postać o smutnym melancholijnym obliczu – symbol przejścia z krainy żywych do krainy umarłych. Wykute w kamieniu pocieszenie, że tam, po drugiej stronie, jest ktoś kto bierze w opiekę drogich zmarłych.
Anioł z cmentarza Glasnevin w Dublinie
Wspomniałem o ptasich atrybutach niebiańskich postaci starożytnego Egiptu. To nie były Anioły w powszechnie przyjętym rozumieniu. Podobnie Feniks, zrodzony z marzeń o nieśmiertelności i magicznych zdolnościach Aniołem prawdopodobnie nie jest. Zamiast delikatnej, pozbawionej zarostu buzi ma ptasi dziób. Gdyby był prawdziwym Aniołem z mgły i wyobraźni (bo przecież nie z krwi i kości) nie pozwalałby sobie na ekstrawagancje typu śmierć w płomieniach i zmartwychwstawanie wprost z popiołu. Autorka „The book of Angels” zakwalifikowała Feniksa do Aniołów na specjalnych prawach – ale ja mam wątpliwości. Jestem za czystością gatunku. Muszę głębiej pochylić się nad definicją anielskości. Zresztą, jak się domyślacie, nie jestem w stanie odnieść się do wszystkiego, co o Aniołach kiedykolwiek napisano. To ogromna wiedza.
Jak wspomniałem na początku, prawdziwy aniołolog nie poprzestaje na kontemplacji zwiewnych figur i uroczych twarzyczek barokowych cherubinków. Rzetelny i odważny aniołolog nie może uchylić się przed spojrzeniem w czeluść piekła zamieszkałego przez istoty Upadłe, służące Szatanowi. Znamy je dobrze, one też występują na obrazach wielkich mistrzów, czają się w ciemnych kątach malowideł średniowiecza, renesansu, baroku itd.
Na pierwszy rzut oka to są mocne Anioły, ale nie wierzcie Pilchowi – w gruncie rzeczy są to Anioły z problemami. Zamiast trwać w niebiańskiej glorii i nie reagować na pokusy świata, te słabe istoty przejęły cechy ludzkie. A ponieważ w ludzkim charakterze przeważają cechy negatywne – Czytelnik nie ma wątpliwości jak wygląda kręgosłup moralny Anioła upodobnionego do człowieka. Taki zhumanizowany Anioł to już diabeł. Upadek jest zatem prostą konsekwencją fascynacji Aniołów naturą. W ujęciu teologicznym natura jest zła, jej jądro ma tak wielką siłę przyciągania, że nie oprą się jej nawet najdoskonalsze z istot.
Ciekawa jest ta figura pojęciowa, zakłada bowiem, że zło jest kuszące. Przeistaczanie się Aniołów w diabły jest wykładnią niewiary człowieka w skuteczność sublimacji. Gdyby sublimacja (= trwała doskonałość) była możliwa, diabły nie zostałyby powołane do życia. Wystarczyłyby same Anioły. Tymczasem obecność diabłów w cywilizacji jest faktem chyba bardziej znaczącym niż istnienie Aniołów. Te ostatnie sprowadzone zostały ostatnio do roli kiczowatej dekoracji, tymczasem książęta piekieł korzystaja w pełni z ludzkich zdolności i mają się dobrze. Mefistofeles lub Mefistofel – jeden z bardziej znaczących osobników w diabelskiej hierarchii nie jest wybrykiem natury. On reprezentuje cechy typowo ludzkie. Jego imię powstało z połączenia słów hebrajskich: mephiz czyli niszczyciel, oraz tofel czyli kłamca.
Kłamca i niszczyciel – pozwólcie, że na tym zakończę. Nie było moją intencją pisać o Kaczyńskim.