Opowieść o Wenecji zacznę od historii tego skrawka lądu, a właściwie nie lądu tylko laguny złożonej pierwotnie z setki wysepek. W odróżnieniu od pozostałych głównych miast Italii Wenecja nie ma pozostałości kultury rzymskiej. W czasach panowania Cezarów po plażach laguny spacerowały mewy. Dopiero w V wieku osiedlili się tam pierwsi uchodźcy z lądu, którzy uciekli przed najazdem plemion barbarzyńskich z północy. (W 455r. Wandale spustoszyli Rzym i przyczynili się do całkowitego upadku antycznej kultury rzymskiej).
Uchodźcy zaczęli budować miasto, port i flotę.
Lata największego bogactwa Wenecji (potem Republiki Weneckiej), gdy żadne miasto w Europie nie mogło jej dorównać, przypadają na wieki średniowiecza czyli lata 1200 – 1500, czyli przed wielkimi odkryciami geograficznymi, gdy większość europejskich towarów wysyłanych na Bliski Wschód oraz stamtąd sprowadzanych (przyprawy, dywany, tkaniny, złoto i perfumy) przechodziło przez ręce tragarzy w porcie weneckim. Istniejące obok siebie stocznie oraz huty i wytwórnie broni tworzyły największy kompleks portowy średniowiecznej Europy. Wenecja była prawdziwym „morskim imperium” a pod jej panowaniem znalazł się spory obszar północnej Italii, wyspy dzisiejszej Grecji i Turcji oraz ziemie Dalmacji i Istria, gdzie wenecjanie zakładali nowe porty. Potęgę budowały też liczne warsztaty kamieniarskie, pracownie tkackie, zbrojownie, huty i manufaktury. Słynna huta szkła na wyspie Murano jest pozostałością tamtej tradycji.
Rosły fortuny wytwórców, kupców i armatorów, powstawała klasa arystokracji, laguna przybierała kształt znany obecnie: bagniste tereny zasypywano i umacniano; pozostawione kanały pogłębiano i budowano nad nimi mosty. Obecnie jest ich 350, z czego tylko trzy nad Wielkim Kanałem. Dopiero w XIX wieku zbudowano most drogowy i kolejowy łączący lagunę ze stałym lądem. ( 3,8 km)
Prosperita przyciągała kupców z Niderlandów, Niemiec, Grecji i Dalmacji. Napływowe nacje mieszały się z rdzennymi Wenecjanami.
Zanim jednak nadszedł wiek XVI i patrycjusze uchwalili dekrety segregujące ludność, (powstało wtedy pierwsze na świecie getto żydowskie w dzielnicy Cannaregio) mieszanka etniczna miała pozytywny wpływ na rozwój handlu i sztuki: pierwsze znaczące budowle powstały pod wpływem północnoeuropejskiego gotyku oraz osiągnięć sztuki bizantyjskiej czy islamskiej. Najwyraźniejsze przykłady to Pałac Dożów z XIII wieku oraz jeszcze wcześniejsza bazylika San Marco.
Rzut oka na zdobienia zewnętrzne Pałacu Dożów pozwala stwierdzić obecność gotyckich łuków, (przypominający lilię charakterystyczny detal zwany „ogee”) bizantyjskich kolumn oraz mozaiki zdobiącej ściany zewnętrzne właściwej Islamowi. Także z Islamu wzięty został „grzebień” wieńczący szczytową krawędź budynku. Wnętrze pałacu zawiera mniej egzotycznych naleciałości, dominuje późny gotyk i wczesny renesans przywieziony tu z Toskanii.
Styl bazyliki San Marco nie pozostawia wątpliwości, że jest dziełem architektów bizantyjskich, tych samych którzy zbudowali potężną Hagia Sofia w Konstantynopolu. Świątynia poświęcona św. Markowi, którego przez stulecia otaczano w Wenecji wyjątkowym kultem, zaczęła powstawać już w IX wieku (dokładnie w tym samym czasie budowano romańską katedrę w Santiago de Compostela na północy Hiszpanii) a ostateczny kształt uzyskała w okolicach roku 1100. Przez kolejne stulecia była poddawana rekonstrukcjom i wzbogaceniom, nie zmieniła jednak swego pierwotnego charakteru. Opisywana jest jako ”wyjątkowy i jedyny przykład przeniesienia wpływów bizantyjskich w nabierającą znaczenia kulturę wenecką”.
We wczesnym średniowieczu stolicą chrześcijaństwa był Konstantynopol i jego kultura promieniowała na całą Europę. Dopiero w XV wieku proporcje się odwróciły, gdy pozbawiony pomocy papieża Cesarz Konstantyn został pokonany przez nawałę turecką. Wtedy na znaczeniu zyskał Rzym a wielu rzemieślników i artystów zbiegłych z Konstantynopola znalazło zatrudnienie w Wenecji.
W czasach przed renesansem powstało w Wenecji wiele prywatnych pałaców wzorowanych na orientalnej stylistyce Pałacu Dożów. Najbardziej znane przykłady gotyku weneckiego to pałace Ca d’Oro, Bernardo i Foscari , których fasady odbijają się w wodach Wielkiego Kanału. Z kolei największy pod względem kubatury kościół Santa Maria dei Friari jest znakomicie zachowanym przykładem „Italian gothic”. Istnieją też w Wenecji nieliczne kościoły romańskie, choć jak wspomniałem, nie ma śladu antyku rzymskiego. W ciągu wieków wiele budowli zburzono, żeby zrobić miejsce dla nowszych – było to nieuniknione w dynamicznie rozwijającym się mieście o ograniczonej przestrzeni.
Obecny wygląd Wenecja zawdzięcza fascynacji ozdobnym gotykiem niderlandzkim pomieszanym z wpływami ze Wschodu; doszedł do tego renesans w postaci szlachetnej bądź manierystycznej, potem pojawiały kolejne wyrafinowane style, które objęły głównie budowle publiczne i kościoły. Zarządcy miasta zlecający prace architektom dbali by nowe budowle nie szpeciły istniejącej zabudowy.
Przykładem harmonijnego wpasowania jest powstała w XVI wieku biblioteka usytuowana na Placu św. Marka, dokładnie naprzeciw znacznie starszego Pałacu Dożów. Jacopo Sansovino, słusznie uznawany za jednego z największych architektów weneckich, miał przed sobą niełatwe zadanie – musiał stworzyć budowlę, która nie ustępowałaby urodą Pałacowi Dożów, ale też mieściła się w podobnej „koronkowej” stylistyce. Wybrnął z tej próby po mistrzowsku – dziś od nazwiska projektanta biblioteka nazywana jest Sansovino Library.
Ewolucja stylów w mniejszym stopniu dotyczyła budownictwa prywatnego. Ono z różnych powodów swój obecny kształt zawdzięcza architekturze renesansowej ale trzeba zaznaczyć, że jest to odmiana renesansu absolutnie unikalna, właściwa tylko temu miastu. Na oryginalność weneckich budowli miały wpływ dwa główne czynniki: ożywione kontakty z krajami zamorskimi oraz Europą północną oraz niedostatek miejsca.
Pałace w bogatych miastach-państwach (np. Florencji, Rzymie czy Padwie) mogły być budowane z rozmachem, zawierać wewnętrzne dziedzińce, krużganki, okazałe klatki schodowe i ogrody. Wenecja nie dawała takiej szansy, tutejsze kamienice (zwane na wyrost pałacami) budowane właściwie na palach wbitych w dno płytkiego morza nie mogły mieć dziedzińca wewnętrznego, rzadko miewały ogrody. Cała inwencja twórcza architektów skupiała się na detalach i kolorystyce ściany frontowej. Dominującą rolę miały tu wielkie okna frontowe oraz te z tyłu, bo tylko one zapewniały dostęp światła. Boczne ściany przylegały do budynków sąsiednich. Niezależnie od zastosowanych detali na pierwszym piętrze ściany frontowej zawsze umieszczano wielkie okna dające widok na kanał z reprezentacyjnego pomieszczenia domu – gran salone. Boczne pokoje miały mniejsze znaczenie a wilgotny parter na ogół nie nadawał się do zamieszkania – mieściły się tam pomieszczenia gospodarcze. Z tego powodu pierwsze piętro w domach włoskich miało osobną nazwę podkreślającą jego szczególne znaczenie – piano nobile.
Największe znaczenie polityczne i militarne Republika Wenecka przeżywała w latach 1200 – 1500. Na jej wielowiekowy nieprzerwany rozwój wpływ miało nie tylko korzystne położenie i sprzyjające okoliczności polityczne. Bardzo ważna była struktura społeczna zapewniające długotrwałe funkcjonowanie silnego państwa-miasta. Obowiązywała ścisła hierarchia: na górze drabiny społecznej stali patrycjusze (nobile), którzy dbali by ich odsetek wynosił nie więcej niż 5 % populacji. Oni stanowili prawo i chronili swoich kastowych interesów mając monopol na władzę polityczną. Spośród nich na kilkuletnią kadencję wybierana była 10-osobowa rada miejska oraz Doża, który rangą dorównywał „urodzonym” książętom państw ościennych.
Poniżej patrycjuszy znajdowała się kasta mieszczan (cittadini), którzy mieli oczywiście mniejsze prawa, ale ich pozycja była gwarantem porządku publicznego. Cittadini stanowili kolejne 5 do 8% populacji podczas gdy całą resztę stanowił lud (popolani) oraz przywożeni z ziem północnych niewolnicy sprzedawani do Toskanii, Królestwa Neapolu i Rzymu.
Nie można też pominąć pasożytniczej klasy duchownych z niezliczoną liczbą zakonników i zakonnic. Ich istnienie i działalność, choć pozornie oderwane od życia gospodarczego, pomagało patrycjuszom zachować silną pozycję oraz niezmienny porządek społeczny oparty na terrorze, religijnej propagandzie i częstych świętach z towarzyszącymi im procesjami i widowiskami.
Po odkryciu Ameryki (Amerigo Vespuci był Florentyńczykiem a Krzysztof Kolumb pochodził z Genui) oraz wytyczeniu dróg morskich z Azji do Lizbony upadło pierwszoplanowe znaczenie handlowe i militarne Wenecji. Dodatkowym osłabieniem była wojna Republiki z połączonymi siłami wojsk francuskich, hiszpańskich i niemieckich, którą wywołał papież Juliusz II nieakceptujący potęgi Wenecji i jej nieustającego sprzeciwu w sprawach religijnych – w gruncie rzeczy chodziło o wpływy polityczne i pieniądze dla Watykanu. Po klęsce w 1509 roku poniesionej na lądowej części Republiki wojska weneckie zmuszone były wycofać się niemal do laguny. Nastąpiło załamanie gospodarcze, wielu cudzoziemskich kupców opuściło Wenecję, ale, jak pisali kronikarze, „ogołocone niemal z wszystkich ziem miasto-państwo dzięki bogactwu i zręcznej dyplomacji zdołało ochronić cenną niepodległość i w nadchodzących latach odbudować swoje imperialne znaczenie”
Świetność i potęga Wenecji – zmuszonej prowadzić liczne wojny – trwała dokładnie przez 1000 lat. Od upadku Cesarstwa Rzymskiego do epoki napoleońskiej. Po wkroczeniu do Wenecji w roku 1797 Napoleon zwyczajowo dokonał zniszczeń i grabieży dzieł sztuki. Z balkonu ponad głównym wejściem do San Marco ukradł cztery konie odlane w brązie, które jednak później zostały przez Francuzów zwrócone. Teraz spoczywają we wnętrzu Bazyliki, podczas gdy na balkonie swoje torsy prężą duplikaty.
29 lipca 2011 o 9:14 |
I znowu zmiana tematu na bardziej bieżący:
ambasada Czech potwierdziła, że abp Giuseppe Leanza, ktory do środy był nuncjuszem w Irlandii – obejmie niedługo placówkę watykańską w Pradze.
O następcy Leanzy w Dublinie na razie nic nie piszą… 🙂
Odpowiedzi na krytykę ze strony tutejszego rządu Watykan też jeszcze nie udzielił.
29 lipca 2011 o 18:56 |
To ten biskupina spadł z deszczu pod rynnę Czesi to kraj prawie w całości ateistyczny.
Będzie tam mógł głosić swe dyrdymały jak dziad do obrazu
29 lipca 2011 o 23:20
Zbyńku, wiedziałem, że nie przejdziesz obojętnie obok tej informacji… 🙂
29 lipca 2011 o 11:41 |
bardzo ciekawie napisane – Wenecja to mocarstwo, które mimo bliskości geograficznej (Europa) pozostaje stosunkowo słabo znane
29 lipca 2011 o 12:20 |
Dzięki Onibe, historia Wenecji – będącej przez pewien czas osią rozwoju kulturalnego i gospodarczego Europy – pokazuje liczne zależności decydujące o prospericie regionu i miasta. Wnioski są niby oczywiste: gdzie jest bogactwo, tam jest dynamiczny rozwój sztuki, nauki i rzemiosła. Ale bogactwo budzi zazdrość albo powoduje zepsucie, więc po nim musi nastąpić upadek. Upadek nastąpił, bo nastąpiła zmiana epoki i feudalizm nie miał szans przetrwania, ale świetność architektury i dzieła sztuki pozostały. Piękna historia.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich moich stałych czytelników temat pociagnie równie mocno jak mnie. Dzielę się swoja fascynacją, choc to tylko pobieżny tekst.
Troszkę przekornie zamieściłem go właśnie dziś – w dniu politycznej gorączki wokół raportu Millera. Jako odskocznię dla Koneserów 🙂
Miłego weekendu
29 lipca 2011 o 18:02
wielkie dzięki za tę odskocznię, bo bardzo nam dziś potrzebna. Pomimo nie śledzenia ostatnio bzdur politycznych, nawet mnie przyciągnęli pod ekran. Mogłam sobie darować, bo wprawdzie wyłączałam pisich i rodzinki, to nawet przewidywalne ścierwojady przeszły granice swojej głupoty i niekompetencji.
Tym bardziej potrzeba nam czegoś co warte jest uwagi. Dzieła z przed lat warto docenić i dbać o nie po latach.
Właśnie wróciłam z Dolnego Śląska i tak mi żal zabutków ograbionych i zdewastowanych po 45′ roku. W ciągu ostatnich 20 lat też nie udało się powstrzymać dewastacji – wiele budynków za bezcen sprzedano z nadzieją na odrestaurowanie, gdy tymczasem niszczeją jeszcze szybciej, bo nowych właścicieli nie stać na remont, a jednocześnie fundusze gminne wydawane byłyby na prywatne włości bezprawnie. 😦
29 lipca 2011 o 18:33
Witaj Sawo, Dolny Śląsk to moje korzenie, moje młodzieńcze podróże po górkach obu Kotlin oraz moje powroty (także via Internet). Również żal mi patrzeć na niszczejące domy i pałacyki.
Nawet jak ktoś ma pieniądze, to na ogół nie chce się „pakować w kłopoty”. Urzędniczy marazm i społeczny klimat zawiści nie ułatwia decyzji o podjęciu się remontu i użerania z czynnikiem ludzkim.
Chociaż są wyjątki: czytałem niedawno o polsko-brytyjskiej fundacji, która zajmuje się ratowaniem obiektów zabytkowych na D.Śląsku. Jeden pałacyk w Ścinawce Górnej k/Radkowa kupił sam książę Karol z Kamilą. Oby więcej takich nabywców!
http://bryla.gazetadom.pl/bryla/51,85301,9210354.html?i=2
O raporcie czytam, oczom nie wierzę, pisac mi się nie chce, bo to groch o ścianę, ale może nie zdzierżę i dam upust… 🙂
29 lipca 2011 o 21:04
Poskakałam po tych twoich pagórkach, pooglądałam panoramę ze szczytu Jawornika Wielkiego, ale na Zamek Ząbkowicki nie pojechałam, bo nadal podobno daleko mu do świetności.
A gdy dawniej chodziłam po jego ruinach i pozostałościach parku to zamykałam oczy i wyobrażałam sobie takim jaki go zastali najeźdźcy w 45′. 😦
http://www.zamkipolskie.com/kaec/kaec.html
29 lipca 2011 o 18:24 |
Pozdrawiam
29 lipca 2011 o 18:33 |
Marsz Niewolników z opery Verdiego to niezupełnie jest muzyka karnawałowa 🙂
Ale maski piękne – przy okazji rozszerzają temat wpisu bo na omówienie wszystkich ciekawych wątków zabrakło miejsca. Może jeszcze kiedyś wrócę do weneckich malarzy oraz postaci Vivaldiego, który tam się urodził.
Pozdrawiam
29 lipca 2011 o 19:03 |
Teraz wiem na 100% że człowiek się uczy całe życie dobrze że mamy takiego Laudate który się tego podjął wielkie dzięki.
A tak na marginesie dzień spędziłem z wnuczkami i nie wiem nic o raporcie.
Wiem że tylko nie zadowolił prezesa bo premier Tusk i prezydent Komorowski nie podali się do dymisji i prezes nie może zasiąść na obu urzędach przez aklamację bo wybory to prezesa mogą znów obrazić.
29 lipca 2011 o 23:47 |
Zbyńku, miałem powstrzymać się zabierania głosu nt raportu, bo niemal wszyscy o nim piszą. Zatem swoje wiedzą. Mnie na szczęście ominęło oglądanie hałaśliwej konferencji, ale po lekturze tego i owego wydaje mi się, że cały raport mozna sprowadzić do jednego wniosku: socjalizm musi odejść! Kolejny wpis dotyczy tego raportu, czytajcie!
Dymisja Klicha to bardzo dobre posunięcie – zamyka geby pyskaczom – otwiera pole dzialania następcy, który bedzie czyścil tę zapuszczoną stajnię.
http://wyborcza.pl/1,75248,10029500,Wojsko_przyznaje__milczelismy_i_tolerowalismy_bylejakosc.html
29 lipca 2011 o 20:09 |
A oto ciekawa wiadomość od sąsiadów z za Odry.
W 2010 roku 180 000 Niemców wystąpiło z kościoła katolickiego a w 2009 123 585 co rok to więcej to 600 euro rocznie od jednego katolika mniej
29 lipca 2011 o 20:13 |
Laudate, jestem profanem muzyki powazniejszej. Wybacz. Ale chodziło mi głównie o te maski. W jakimś filmie widziałem perwersyjne sceny erotyczne związane z karnawałem w Wenecji. Cholera, nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Szkoda.
29 lipca 2011 o 23:49 |
Ma się rozumieć: karnawał w Wenecji bez erotyzmu to jak… no nie wiem, trudno sobie to w ogóle wyobrazić 🙂
To miasto jest stworzone do miłości i namiętności.
29 lipca 2011 o 23:54 |
Rysownik Remek Dąbrowski:
30 lipca 2011 o 0:17 |
Wenecja – miasto na wodzie. Ciekawostka. W 1782r. ukończono budowę słynnego muru , który mial chronic miasto przed powodzią. Chronil do 1966, kiedy to wielka powódź zniszczyła ów mur i zalala miasto czyniąc straszliwe zniszczenia wśród dzieł sztuki i architektury. Z pierwszej bytności w Wenecji pozostał mi pewnego rodzaju lęk przed kotami. W czasie wieczornych spacerów waskimi przesmykami, można bylo spotkać tak wiele i tak złowieszczo patrzących kotów, że strach ogarniał człowieka.
30 lipca 2011 o 9:30 |
Watro, a czy te koty były w maskach? 🙂 Może obchodziły akurat swój koci karnawał?
30 lipca 2011 o 10:20 |
Koty to dranie!
30 lipca 2011 o 12:20
Tetryku, toż to cały film!
Tyutuł znałem, ale chyba nigdy nie oglądałem. A może oglądałem tylko zapomnialem? Dziękuję, bedę miał zajęcie na wieczór, bo ile razy mozna oglądać „Zakochany Szekspir”? 🙂
30 lipca 2011 o 11:15 |
Bardzo inspirujący wpis – skłania do przeglądu wiedzy na temat Wenecji. Gdybym miała odpowiedzieć, jakie wynalazki uważam za najważniejsze w dziejach ludzkości, to bardzo wysoko usytuowałabym szkło. Chyba nie rozmyślamy współcześnie, jak wielkie przemiany cywilizacyjne ono umożliwiło. Zasługi Wenecji w jego produkcji są niby znane. By sobie uzmysłowić, jak wielkie znaczenie wenecjanie nadawali rzemiosłu szklarskiemu, jak dochodzili do zmonopolizowania europejskiego rynku, pozwolę sobie zachęcić do przeczytania ciekawego wykładu (z nadzieją, że nie zawiera błędów 🙂
http://www.swiat-szkla.pl/content/view/4319/lang,pl/
30 lipca 2011 o 12:17 |
Dzięki Hirundo, czytając opowieść o szkle odstawiłem swoje „szkiełko i oko” – zatem żadnych błędów nie wytropiłem 🙂
Za to znalazłem jakże zachęcający cytat:
„Wenecją rządziły pieniądz i radość życia. Wenecjanie nie wymyślili karnawału, to pomysł starorzymski, jeszcze z czasów republikańskich, ale sztukę zabawy podnieśli na niebywałe wyżyny. Moraliści gorszyli się „rozpasaniem” obyczajowym. Jednakowoż, jak świat światem, bez erotyki i wina, nigdy nie było radości życia. Oczywiście, spory na to wpływ wywierał korzystny dla człowieka klimat śródziemnomorski” Ech… 🙂
30 lipca 2011 o 19:33 |
Bardzo ciekawy temat.
W tej chwili Wenecja jest u mnie na pierwszym miejscu listy europejskich miejsc, które chciałbym w przyszłości odwiedzić. Byłem już kiedyś blisko niej – w Weronie – ale niestety czas nie pozwolił, by do Wenecji zajrzeć.
Miasto budzi we mnie szereg licznych skojarzeń. Np. z Mannem i jego „Śmiercią w Wenecji” (to także skojarzenie ze wspaniałym filmem Viscontiego), Canalettem i Tycjanem (z zainteresowaniem przeczytałbym Twój tekst o weneckich malarzach – wspominasz o tym w swoim wpisie), pałacem Dożów i placem Św. Marka… o weneckich kanałach, mostach i gondolierach nie wspominając.
(Chyba październik byłby najlepszym miesiącem na odwiedzenie Wenecji – bo ponoć latem jest ona nie do wytrzymania, podobnie jak zimą, bo wtedy nie tylko wilgotno, ale i przejmujący ziąb. Skądinąd jednak słyszałem, że Wenecja pod śniegiem to widok przepiękny i niezapomniany.)
Pozdrawiam
30 lipca 2011 o 19:51 |
Logosie, o wspólczesnej Wenecji nie pisałem ani o swoich wrażeniach, bo byłaby to przydługa litania pochwalna. Miasto cudowne!
Noszę się z zamiarem napisania o malarzach włoskiego renesansu, ale mam wczesnej w planie kilka innych tematów „z epoki”. Nie pominę postaci Albrechta Durera, który pomieszkiwał dwukrotnie w Wenecji (tam cieplej niż w Norymberdze).
Rzeczywiście w grudniu bardzo tam zmarzłem, ale i tak warto było jechać i zawsze warto wracać. Gondolierzy naprawdę śpiewają! Zachęcam do podróży.
Z filmów lubię „Miłość i śmierć w Wenecji” z aktorką Helen Bohnam Carter. Pozdrawiam
PS. W Weronie też byłem, podobała mi się, ale kiedy trafiłem do Wenecji… oniemiałem. Jedź tam koniecznie.
24 kwietnia 2012 o 23:23 |
[…] chętnie tam pozostanę, choć to obecność wyłacznie wirtualna. O Wenecji pisałem już kiedyś tam), to jest miasto w które się “wsiąka”. Bynajmniej nie z tego powodu, że leży na […]
18 listopada 2012 o 12:33 |
ach ta Serrenissima! Pamiętam ogromne wrażenie jakie wywarł na mnie Pałac Dożów. Potężny, majestatyczny. Nawet w dzisiejszych czasach pałac przytłacza i niszczy tym co jest w środku, a co dopiero wcześniej, w okresie świetności Wenecji. W takich chwilach lubię sobie wyobrażać, że jestem w tamtych czasach i przypuśćmy przybywam z Krakowa z poselstwem Zygmunta Starego. Pysznie ubrany, dumny przedstawiciel mocarstwa wita nas w reprezentacyjnej ogromnej sali, przy której sala Senatorska na Wawelu to zaledwie poczekalnia. Pewnie udawałbym, jak każdy, że pałac nie robi na mnie żadnego wrażenia, a oni pewnie udawaliby, że nie widzą tego że ja udaję.
B. ciekawie piszesz, gratuluję. Jeśli jednak mógłbym sprostować pewne rzeczy to napisałbym, że:
1. Katedra w Santiago jest romańska nie gotycka, 2. Konstantynopol został ZDOBYTY nie poddany Turkom, i 3. Cesarzem wtedy był Konstantyn IX a nie Justynian.
pozdrawiam serdecznie!
18 listopada 2012 o 14:08 |
Dzięki za odwiedziny i sprostowania. Rzeczywiście z gotycką katedrą przesadziłem… 😦 Troszkę usprawiedliwia mnie to, że w Santiago nie byłem.
Pomyłki z cesarzem Konstantynem nie umiem sobie wytłumaczyć. Już oba kiksy poprawiam! 🙂
A do Wenecji strasznie tęsknię, nie mogę sie doczekać ponownej wizyty, bo tyle tam jeszcze do zobaczenia!