W sieneńskiej bibliotece Piccolominich nie wypożycza się książek, zresztą księgozbiór jest niewielki, zaledwie kilkadziesiąt manuskryptów niezbyt atrakcyjnych dla przeciętnego turysty. Swoją sławę biblioteka zawdzięcza freskom, których uroda zapiera dech w piersiach. Nie bez znaczenia jest jej usytuowanie w obrębie katedry oraz fakt kim byli fundatorzy. Piccolomini pochodzili z Sieny, obaj zostali papieżami oddali wielkie zasługi dla rodzinnego miasta.
Kardynał, który potrafił osiągnąć szczyt kościelnej kariery był dla miasta źródłem dumy i oczywistą szansą na kolejne profity. Władza papieska dawała wówczas nieograniczone możliwości: papież podejmował decyzje polityczne i ekonomiczne prowadzące do rozwoju bądź upadku poszczególnych regionów. Mieszkańcy bogatych miast nie szczędzili wysiłków by to „ich człowiek” objął najważniejszy urząd w cywilizowanym świecie. Licząc na przyszłe nadania, stanowiska i inwestycje hojnie wspierali starania kardynałów o tron papieski. Podstawą były odpowiednie fundusze na „kampanię wyborczą” – tylko bogate miasta mogły sobie na nie pozwolić. Te same miasta zbierały później plon swojej zapobiegliwości. Do nich należała Siena. Korzyści widać do dziś, pałac Picolominich jest najokazalszą budowlą renesansową Sieny, a biblitekę odwiedzają miliony turystów.
Enea Silvio Piccolomini, wykształcony w Sienie wykładowca, autor traktatu o wychowaniu chłopców, w młodości był biskupim sekretarzem, potem pnąc się po szczeblach kariery kościelnej podróżował po Europie jako dyplomata. Jako kardynał uczestniczył w soborach i negocjacjach z władcami europejskimi i odnosił sukcesy. Jako Pius II, zasiadał na rzymskim tronie przez sześć lat. Przez ten czas podejmował działania na rzecz Sieny. I tak w roku 1461 kanonizował Katarzynę Sieneńską, co było wielkim sukcesem miasta, do którego od tej pory ciągnęli pielgrzymi chcący ogrzać się w blasku świętej oraz zobaczyć relikwie w postaci jej czaszki z wybitym przednim zębem, palca wskazującego i skórzanego bicza, którym zadawała sobie pokutę. Te relikwie nadal można oglądać w bazylice św. Dominika – jak się okazuje w KAŻDYCH czasach jest to niezbędny atrybut marketingu religijnego.
Pius był koneserem sztuki, kolekcjonował manuskrypty i obrazy. Pociągała go też architektura, w sąsiedztwie Piazza di Campo zbudował rodowy pałac Piccolominich, będący dziś siedzibą archiwum miejskiego. Została po nim też Loggia Papieska, troche niefortunnie usytuowana w ciasnej uliczce, ale też przyciagająca turystów. Wiedząc, że czas pontyfikatu jest jedyną szansą na realizację marzeń Pius II wynajął sieneńskiego architekta Rosselino i w rodzinnym miasteczku Corsignano (przemianowanym później na Pienzę od imienia Pius), kazał wybudować katedrę, pałac biskupi, reprezentacyjną siedzibę władz miejskich oraz prywatny pałac Piccolominich. Zachęcał też swoich kardynałów, aby w sąsiedztwie budowali swoje letnie siedziby. Jednym z posłusznych woli papieża okazał się nie kto inny jak kardynał Rodrigo Borgia, który prawdopodobnie spędzał w Pienzie wakacje z hiszpańską kochanką.
Pienza uchodzi dziś za przykład „idealnego miasta” renesansowego, budowanego wg przymyślanych założeń urbanistycznych, z których później korzystały inne miasta nie tylko w Italii. Nowatorskie było też założenie pałacowego ogrodu oraz wybudowanie loggi, z którego Pius II mógł podziwiać ogród i nieodległe góry. Średniowiecze nie znało takich fanaberii.
Do zasług Piusa II sieneńczycy mogą zaliczyć… nominacje kardynalską dla siostrzeńca Francesco Piccolominiego, który w przyszłości przyniesie zaszczyt miastu zostając papieżem Piusem III. Co prawda na krótko, bo otruje go bezwględny następca Juliusz II, ale zanim to się stanie, kardynał Piccolomini zdąży do głównej nawy sieneńskiej katedry dobudować osobne pomieszczenie, w którym na cześć zasłużonego wuja urządzi bibliotekę. Słynną na cały świat: prawdopodobnie wiedzą o niej nawet indianie z Ameryki Południowej, a bez wątpienia każdy jej detal znają koneserzy w Japonii.
Cykl dziesięciu fresków przedstawiających sceny z życia Piusa II namalował Pinturicchio, możliwe że korzystał z projektów Rafaela. Tak powstała niewielka galeria sztuki przypominająca wnętrze barwnej szkatułki z miniaturami. Dzięki udanej perspektywie na obrazy Pinturicchia patrzy sie jak na sceny rozgrywające się tuż za oknami, niewielkie pomieszczenie nabiera przestrzeni. Widz odnosi wrażenie jakby przebywał w przeszklonym pawilonie, wokół którego rozgrywają się doniosłe uroczystości.
Bajkowo wymalowany jest sufit, za to powagi wnętrzu nadają wyłożone na pulpitach iluminowane manuskrypty po wuju. Pośrodku, na podwyższeniu wdzięczą się kamienne Trzy Gracje – arcydzieło greckiego antyku, inspiracja dla Botticellego, który przedstawił je w „Wiośnie”,a także dla Pontormo, Rafaela oraz Rubensa, który namalował Gracje „po swojemu” tzn. tu i ówdzie dodał im tkanki tłuszczowej. Jak to Rubens.
Widok ogólny sklepienia:
Tagi: biblioteka Piccolomini, historia, podróże, renesans, Siena, sztuka
30 grudnia 2011 o 13:32 |
to sklepienie robi ogromne wrażenie…
bardzo ciekawa historia
30 grudnia 2011 o 14:02 |
Opowiedziałem ją w skrócie… 🙂
A przy okazji odniosę się do naszej poprzedniej dyskusji o obcowaniu ze sztuką sakralną. Mówi się, że w miejscach kultu religijnego wnętrze jest „nasycone” pobożnością i jak utrzymują niektórzy jest ono „omodlone”.
Powiadasz, że nie da się „oddzielić architektury od sakralnej duszy, która za nią stoi. W murach kościołów zawarto jakiś pierwiastek wiary…”
W bardzo starych kościołach np. w romańskim San Miniato we Florencji rzeczywiście lepiej niż gdzie indziej czuje się ten pierwiastek, ale wydaje mi się że to wynika z proporcji budowli, dekoracji, ilości światła itd.
Skłaniam się bardziej ku teorii, że wrażenie „sakralnej duszy” to wynik autosugestii. O tym co czuje się w danym miejscu decyduje pamięć i wiedza. Bo inna jest relacja osoby wychowanej w wierze katolickiej do sarkofagu egipskiego lub światyń Islamu a inna wobec sanktuariów chrześcijańskich. A to dlatego, że niezależnie od temperatury wiary symbolika jest znajoma a kontekst pełniejszy. Sam się tego nie wypieram, choć moja temperatura wiary wynosi „mniej niż zero”.
Najważniejsza w budowlach sakralnych jest warstwa estetyczna, w drugiej kolejności historyczna. Oczywiście, ich twórcy wierzyli że pracują dla chwały Bożej – dzięki temu możemy podziwiać arcydzieła. Ale ich średniowieczna wiara nijak nie przekłada się na nasze odczucia w XXI wieku.
Z ciekawościa i przyjemnościa odwiedzam stare kościoły i inne przybytki (polecam skromne muzeum sztuki sakralnej w Bardo śl. k/Kłodzka) – natomiast szerokim łukiem omijam nowoczesne ośrodki kultu. Licheń widziałem na fotografii. Wystarczy i aż nadto! Stamtąd „sakralna dusza” uciekła w podskokach!
PS. Stare świątynie bywały nie tylko miejscem modlitwy. We florenckiej katedrze zamordowano Giuliano Mediciego. Gdybym chciał o tym pamiętać podczas zwiedzania, co zostałoby z „nabożnego nastroju”?
30 grudnia 2011 o 15:36 |
Freski c u d n e, spytam niedyskretnie, Ty to zwiedzales czy jestes w trakcie? Tylko pozazdrościc, tyle jest pięknych miejsc na świecie, szkoda że nie mozna odwiedzic wszystkich.
Pozdrowionka z Liege
30 grudnia 2011 o 15:41 |
Elizo, na żywo nie da się pisać o historii i urodzie zabytków. Siedzę w Dublinie, odpędzam deszcz i wspominam pobyt w słonecznej Toskanii oraz planuję przyszłoroczne podróże. Oby 2012 rok dla Was wszystkich był bardzo pomyślny i przyniósł spełnienie – przynajmniej niektórych – marzeń!
PS A córka czyta mój blog? Może znajdzie inspirację…
2 stycznia 2012 o 1:06 |
No patrz jaki wstyd, w Sienie byłem, a do biblioteki nie zajrzałem, eh.
2 stycznia 2012 o 10:38 |
Żaden wstyd panie El cośtam, jak pojedziesz następnym razem, zostawisz dzieci w hotelu na cały dzień i pójdziesz zwiedzać Sienę. 🙂
19 grudnia 2012 o 13:35 |
[…] i jeszcze ps. – o Bibliotece Piccolominich pisze też na swoim blogu mój kolega Laudate. […]