44 weneckie mostki

Płynąłem znowu do Wenecji, do jej gwaru, mauretańskich okien, eleganckich podcieni, finezyjnych posadzek i zapachu kawy. Jednak aby z przystani dotrzeć do Wielkiego Kanału musiałem pokonać kolejny labirynt uliczek, pasaży, mostków i placów. Planu miasta nadal nie miałem, prowadził mnie nos i azymut.

Na promenadzie Fondamenta de la Misericordia minął mnie starszy jegomość z cygarem zwisającym z ust. Spodnie miał nieco przykrótkie, nad trzewikami widać było jasne skarpetki i kawałek łydki. Szedł krokiem żurawia, ale twarz miał szlachetną, policzki starannie wygolone, przypominał dożę Loredana ze słynnego portretu. Bardzo przypominał.

_MG_3825

Szedłem przez dzielnicę Cannaregio, która z wyglądu niczym nie różniła się od pozostałych, choć z przewodników wiadomo, że była to dzielnica żydowska. W 1516 roku na terenie dawnej odlewni żeliwa (surowe żeliwo = getto, stąd nazwa) utworzono pierwszą w świecie zamknietą i pilnowaną strefę przeznaczoną dla Żydów. Musiały być ku temu jakieś silne powody, bo Wenecja przynajmniej od XII wieku była miastem wielonarodowym i wielowyznaniowym. Wielu kupców, rzemieślników i artystów znajdowało zatrudnienie w rozwijającycm się mieście, porcie i w arsenale. Nie było też konfliktów religijnych, bo wspólnota chrześcijańska była na tyle potężna, (grupa trzymajaca władzę), że nie było mowy o żadnym zagrożeniu, nawet ze strony liczebnie znaczących wyznawców prawosławia. Dlaczego na odosobnienie w ciasnych koszarach wybrano akurat Żydów – pochodzących zresztą z krajów tak odmiennych etnicznie jak Hiszpania, Niemcy czy Liban? Dlaczego kilkunastotysięczną grupę społeczną skazano na szykany i ubóstwo? Już wcześniej Żydom odmawiano dostępu do wielu zawodów kontrolując ich awans społeczny. Jednak w pewnym punkcie historii to nie wystarczyło. Antyżydowska histeria doprowadziła do tego, że wszystkie okna getta wychodzące na chrześcijańską stronę zamurowano. Chodziło o to, by żydowskie złe oko nie mogło spocząć na Najświętszym Sakramencie niesionym w procesji. Na czas licznych świąt religijnych i karnawałów getto zamykano. W inne dni Żydzi mogli wychodzić poza jego teren, ale wtedy do ubrań musieli przypinać wstążki lub nakładać kapelusze w kolorze żółtym. Takim samym jak stygmatyzujące opaski ówczesnych prostytutek.

Okoliczności ustanowienia getta dają się po części wytłumaczyć sytuacją społeczną i gospodarczą. Po przegranej wojnie z Ligą Kambryjską (utworzoną przez papieża Juliusza II) Republika Wenecka utraciła niemal wszystkie terytoria lądowe. Najtrudniejszy okres w jej dziejach wiązał się z upokorzeniem przywykłych do bogactwa i wyjątkowego statusu obywateli Serenissimy.

Rada Republiki Weneckiej już na 20 lat przed publikacją „Księcia” Machiavellego musiała zdawać sobie sprawę, że skuteczność działania jest jedynym kryterium, po którym poznaje się dobrego władcę. Władcy wskazali winowajców wszelkich nieszczęść, wydali edykty, zbudowali getto – niezadowolenie społeczne zostało rozładowane. Republika odbudowała się gospodarczo i przetrwała. Panujący wówczas doża Loredan, ten sam którego Bellini namalował w kaftanie z guzikami w kształcie muszli, mógł odchodzić w chwale. Nie wiadomo, czy palił wtedy cygara i czy nosił przykrótkie spodnie, jak ten którego spotkałem przed chwilą. Wiem, że to był on. Szedł do getta pojednać się z Żydami, których już tam nie ma.

Gdybym miał powody, podążyłbym za nim żurawim krokiem. Może pokołysałbym się nad grobem jakiegoś zasłużonego rabina, pewnie jak bohater sentymentalnych filmów dotknąłbym drzwi starej synagogi albo podniósł z chodnika kamień, który wiele widział. Jeśli bym tak zrobił, to na początku swojej bytności w Wenecji. Ale przyjechałem po coś innego, więc nawet jeśli gdzieś za rogiem stała synagoga, jeśli Gwiazda Davida wkomponowana w okienną kratę i hebrajski znak żłobiony w kamieniu wołały bezgłośnie, aby je zauważyć jako świadectwo minionych czasów – ja je zwyczajnie przegapiłem. Ducha miejsca nie poczułem – jedynie gołąb wleciał mi przed obiektyw, kiedy robiłem zdjęcie metalowego mostku. Może to był ten duch.

_MG_3819

Wspominam o tym wszystkim, nie żeby się litować nad pokrzywdzoną nacją. Nie ma to większego sensu, bo w relacjach miedzyludzkich normą jest to, że ktoś doznaje krzywdy a ktoś inny osiąga jego kosztem korzyści. Uznałem jedynie, że nie bedzie lepszej sposobności na przywołanie ponurego epizodu związanego z Cannaregio. Wenecja to nie tylko śmigające po wodzie gondole, karnawałowe maski i dzwony bazyliki Św. Marka.

Do celu włóczęgi miałem wciąż daleko, wychodząc z kolejnej przecznicy natknąłem się na wielki kościół Jezuitów. Przezornie wszedłem do wnętrza, choć barokowy fronton raczej nie zapowiadał niespodzianego spotkania z Bellinim. Barok to był istotnie, szerokie okna, okrągłe kolumny zakończone motywami roślinnymi, na suficie zamaszyste malowidło pokazujące, co się może stać z grzesznikami: strąceni z nieba ludzie spadają w chmurze brudnego pyłu. Jeśli nie na polerowaną posadzkę to chyba do samego piekła. Pokręcone lecz dobrze odżywione postacie dosłownie wypadają z obrazu, w jednym miejscu specjalnie została przerwana pozłacana sztukateria obramowująca całą scenę. Miało być dydaktycznie i dramatycznie, wyszło groteskowo.

Jeszcze będąc w środku przypomniałem sobie, co widziałem rano w kościele Santa Maria dei Frari (wspominam tę nazwę po raz kolejny, bo to mój ulubiony jak dotąd kościół wenecki) Gdy już nasyciłem oczy malarstwem Tycjana i Belliniego i wycofywałem się ku wyjściu – doznałem wstrząsu. Stałem przed ogromną, niepasująca do stylistyki wnętrza budowlą, której charakter trafnie określa angielskie wyrażenie funerary monument czyli pomnik pogrzebowy. Słowo nagrobek jest zbyt niewinne, nie oddaje całej grozy przedsięwzięcia. Na rzeczony monument o szerokości kilku metrów składają się dwa lub trzy piętra gzymsów, kolumn, parapetów, złoconych liter oraz figur, pośród których znajdziemy szkieletony z brązu wklejone między czterech muskularnych Murzynów podtrzymujących na ramionach górną część zwaliska. Tam pośród kartuszy, tępo ciosanych girland, gipsowych wstążek i mięsistych liści baraszkują amorki karmione boczkiem i baleronem. Z łacińskich napisów umieszczonych na nagrobku wynikało, że wzniesiono go w wieku XVII na cześć pochowanego doży Pesaro i że jakiś związek z całą niezręczną sytuacją miał król Polski Władysław. Jaki to mógł być król? A przede wszystkim, jaki był sens i powód zbudowania tego koszmaru w gotyckiej świątyni? Miałem przed sobą namacalny przykład pychy, braku umiaru i lekceważenia wrażliwości ludzkiej.IMG_3704

O piątej czterdzieści pięć wyszedłem na ulicę, pytajac sam siebie, dlaczego nie lubię baroku. Czy to za jego pretensjonalność, czy za nadawanie postaciom ludzkim nienaturalnych egzaltowanych póz, czy za przeładowane kompozycje wywołujące wrażenie chaosu i zagrożenia? Architektura się broni, wiele barokowych pałaców i kościołów to obiekty godne podziwiania, w których zwalistość i przepych równoważony jest trafnie dobranymi proporcjami. Jednak dojrzały barok w sztuce dekoracyjnej i malarstwie przyprawia o ból głowy, szloch i zgrzytanie zębów. Przy renesansie barok jest jak butelka beaujoalis nouveau, którą ktoś bogaty lecz pozbawiony gustu postawił na miejscu szlachetnego burgunda. Oto cały Barok. Tego się nie da nawet fotografować.

Mimo późnego popołudnia, słońce nie przestawało grzać. Minąłem placyk, na którym bawiły się dzieci, obok leżały kolorowe trójkołowe rowerki, co było dość niezwykłe jako że dorosłych rowerów w Wenecji nie spotkałem. Po zejściu z kolejnego mostku (a razem było ich czterdzieści i cztery!) znalazłem wolne miejsce przy stoliku knajpki Il Pontino. Stąd już niedaleko było do stacji kolejowej. Lubiłem na głos odczytywać z drogowskazów jej włoską nazwę: Ferrovia Stazione.

IMG_3783

Zegary wybijające szóstą przebrzmiały – przyszła pora, żeby popróbować weneckiej kuchni, która co prawda nie ma tak dobrej sławy jak kuchnia toskańska lub sycylijska, ale przecież nie o kulinarne fanaberie chodzi tylko o banalne zaspokojenie głodu. Choćby makaronem z pomidorami i piwem. Podobnie z podróżami: nie o to chodzi by wozić swoje cztery litery, kolekcjonować foldery z muzeów i magnesy na lodówkę, ale… Kto podpowie? Po co te podchody i zdzieranie butów w upale?

Tagi: , , , ,

Komentarzy 13 to “44 weneckie mostki”

  1. Tetryk56 Says:

    Dla wzruszeń! Zobaczyć coś pięknego, aby mieć co wspominać; zobaczyć coś brzydkiego aby utwierdzić się w swoim poczuciu piękna, spotkać dobrych znajomych sprzed 200-stu – 400-stu lat, wreszcie – by siedząc w chłodzie i komforcie własnego mieszkania po dniu ciężkiej pracy móc zamknąć oczy i szybko wrócić w ten kurz i upał…

    • laudate44 Says:

      Podoba mi się Twoja odpowiedź. Skondensowałeś w paru zdaniach to, co mi zazwyczaj zajmuje cały wypasiony tekst blogowy 😉
      A skoro już tyle wiesz, to może też się gdzieś wybierzesz?
      Mówię, warto! 🙂

    • pangrabek Says:

      Tetryk tak to streścił, że nie mam nic do dodania. No oprócz tego, że wpis wyborny 🙂 zgadzam się w zupełności jeśli chodzi o Twój pogląd na barok, bo proszę Szanownego Pana, ja przeżyłem ostatnio coś koszmarnego, coś co na ziemi włoskiej ciężko zresztą uświadczyć, barok hiszpański 🙂 pozdrawiam meldując się na powrót!

      • laudate44 Says:

        Streszczenia Tetryka to już klasyka. 🙂
        Witam Pangrabka podróżnika.

        Jeśli trauma hiszpańska nie jest zdrowiu zagrażająca, to zapraszam do dalszej lektury – uprzedzam, że znowu będzie o baroku. Inaczej się nie da opowiedzieć Wenecji. 🙂

  2. Walter Chełstowski Says:

    Wybacz że tak rzadko komentuje Twoje posty:( Ale jak komentować coś, z czego wyłącznie się uczę. Pisz zawsze 🙂 Ukłony 🙂

    • laudate44 Says:

      Walterze, mój Ty pochlebco! 🙂
      Wiesz, że to od Ciebie się uczę i chyba nie tylko ja.
      Miło że zaglądasz. Powodzenia! 🙂

    • Eva70 Says:

      Tak jak p. Chełstowski, czytam zawsze, choć bardzo rzadko zostawiam ślad. Dzięki Tobie bywam tam, gdzie sama nigdy nie byłam i niestety już raczej nie będę. Wdzięczna za to serdecznie pozdrawiam.

      • laudate44 Says:

        Evo, dzięki za komentarz. Skromny ale bardzo ważny. Miło mieć dla kogo pisać. Pozdrawiam, zapraszam jutro na ciąg dalszy… 🙂

  3. szerszeń Says:

    „Po co te podchody i zdzieranie butów w upale?”:

    Ażeby utwierdzić się w przekonaniu:

    … o niezmienności i nieprzemijaniu piękna
    … o niemożności zmiany ludzkiej mentalności
    … o dobrodziejstwie, jakim jest umiejętność chłonięcia rozkoszy oka i umysłu
    … o wielu jeszcze innych imponderabiliach, których wymienić wszystkie nie sposób.

    Niech Ci za to Laudate, Wenera łaskawą będzie!
    Jakże Ci zazdroszczę (nie zawiszczę!) tych powolnych, skąpanych w winie i włoskiej kuchni podróży, i pięknego stylu narracji, godnego mistrza Herberta.
    Żyj długo w zdrowiu i ciesz swych miłośników opisami swych peregrynacji po przeróżnych zakątkach globusa.

    • laudate44 Says:

      Hm… Ciebie Szerszeniu też dawno tu nie było (jako komentatora) – zatem dzięki za cenny głos. Perfekcyjnie wyłuskałeś i nazwałeś co mi w duszy gra. Recenzja bloga Laudate w czterech punktach – wszystko się zgadza! 🙂
      Porównanie z Herbertem trochę na wyrost, ale przyjemne. I dopingujące do dalszej uważnej krzątaniny w „ogrodzie Barbarzyńcy” :). Pozdrawiam

  4. wiedźma Says:

    Ciekawość…. świata i ludzi, odmienności i podobieństw, odnajdywania tych wspólności i odmienności…. Zachwytu i żalu, I jeszcze świadomości, że można, choć z tym już się dobrze oswoiłam. ….
    Ale nigdy nie napiszę o tym tak jak Ty. …:)

    • laudate44 Says:

      Oj, ciekawość jest. Rodzaj głodu, który przyjemnie jest zaspokajać, wybierając przy tym sprawdzone kąski. Tak to leci. 🙂

Dodaj komentarz