Człowiek w drodze

Spóźniam się z pisaniem, bo górę wziął syndrom…
Dwa dni temu wróciłem z Polski, spędziłem tam tydzień, przemierzyłem tysiąc kilometrów, przygladałem się kolorom jesieni i z konieczności słuchałem o czym rozmawiają Polacy, a raczej Polki, bo głównie kobiece głosy dominują w przestrzeni pociagów i autobusów. Umiem się wyłączyć, gdy ktoś obok mnie rozmawia po angielsku, włosku czy flamandzku ale z językiem polskim to się nie udaje. Dziwiłbym się gdyby się udawało. Dlatego z Polski wracam z „głową pełną wrażeń” choć niekoniecznie „cały w skowronkach”.

Ale przecież, nie chcę narzekać.
Za każdym razem, gdy po powrocie mam napisać nowy tekst, głebiej niż zwykle zastanawiam się nad jego treścią a dylematy „czy to się nadaje na bloga?” lub „czy nie wyjdę na bufona i zrzędę opisując zaobserwowane śmiesznostki?” mnożą się jak króliki albo jak królewięta. Główna wątpliwość nosi tytuł „Co takiego o Polsce mogę napisać, czego nie wiedzieliby Czytelnicy?” To jest ten syndrom popowrotny.

Mogę to i owo przemilczeć, ale na milczenie przyjdzie czas, tymczasem dyżurny ruchu dał sygnał do odjazdu, pociąg rusza. Walizka na półce, kurtka na haku, obok tylko torba z prowiantem, bo droga daleka, oj, daleka. Na kolanach książka i okulary, ale zanim zatopię się w lekturze małe podsumowanie. Od ilu lat korzystam z usług PKP? Od ponad czterdziestu! Tyle czasu minęło od dziecięcego zachwytu widokiem czarnego sapiącego parowozu wtaczającego się z szumem i stukotem na stacyjkę gdzieś między Zieloną Górą a Wrocławiem. Nic nie wymaże mi z pamieci tamtych wrażeń, zapachu węglowego dymu pomieszanego z wodną parą, atmosfery przedziału z ławkami z cienkich lakierowanych deseczek oraz widoku drzew, słupów i wiaduktów śmigajacych za oknami. Dla sześcio-siedmiolatka podróż pociągiem ze stacji C. do stacji G. (ponad 70 km) stanowiła doznanie porównywalne z oglądaniem fascynującego filmu. A biorąc pod uwagę, że jedynym fascynującym filmem w tamtych czasach były przygody Bolka i Lolka (marne 10 minut i to łącznie z napisami), pociągowa przyjemność była dłuższa i pełniejsza. Tym bardziej, że niepostrzeżenie w moim młodym ciałku wykluwał się bakcyl podróży, z którym męczę się do teraz…

Potem jako samodzielny nasto- i dwudziestolatek podejmowałem podróże dłuższe, naznaczone chęcią bycia dalej i gdzie indziej. Etos „człowieka w drodze” pozwalał mi się utożsamiać z bohaterami twórczości Jacka Kerouaca i Edwarda Stachury. Z literackich wyobrażeń czerpałem zapał, siłę i cierpliwość do wielogodzinnych podróży. W tamtych, psychicznie dusznych czasach podróż pociągiem dawała poczucie wolności, a ważny bilet był jak Red Bull – dodawał skrzydeł. „Zjeździłem Polskę wzdłuż i wszerz” – jak Maleńczuk – lecz wtedy do głowy nie przyszło mi narzekać na warunki jazdy. Były takie bo inne być nie mogły: daleko odbiegające od komfortowych a nierzadko wręcz urągające. Kto jest z mojego pokolenia, wie jaką szkołą przetrwania była w latach 70-tych i 80-tych jazda pociągami, dziennymi i nocnymi. Wspólnota pokoleniowa często zbudowana jest z błahostek, ale tamte podróże błahostką pod żadnym pozorem nie były, dlatego nasze pokoleniowe więzi są tak silne. Winniśmy wdzięczność PKP.

Za wcześnie jednak drodzy pięćdziesięcio i sześćdziesięciolatkowie (oraz starsi) na westchnienia typu „To se ne wrati…” a to z prostej przyczyny, że stan polskich kolei (z małymi wyjątkami obejmującymi wielkomiejskie i lokalne szynobusy) jest taki sam jak za czasów naszej młodości. Warunki nadal urągają, podróż z Lublina do Wrocławia trwa 8 godz 40 min a przejazd z Głogowa do Ustki to jakieś 16 godzin. Konduktorzy są grzeczniejsi, ale zapachy z korytarza, skoki temperatur w przedziałach, częste postoje w szczerym polu i „zawrotna” szybkość osiągana przez rozklekotane składy jest ta sama. Do tego dochodzi coś czego dawniej nie było: widok niszczejących, pokrytych bazgrołami budynków stacyjnych, oraz betonowe płoty ciągnące się kilometrami wzdłuż torów okalających niekończące się składy złomu, nawozów i wszelkiego śmiecia. No i te dialogi podróżnych. Kiedy pociąg jedzie, da się wytrzymać, książka pomaga przenieść się w inną rzeczywistość, w inne, przedpociągowe czasy średniowiecza lub renesansu. Gorzej gdy skład się zatrzyma i z sąsiedniego przedziału dobiegnie monolog pani omawiającej sytuację w polskiej służbie zdrowia. Z szybkości wyrzucanych słów, tembru głosu, tonacji i głośności wnioskuję, że ta pani ma o systemie lecznictwa w Polsce zdanie niepochlebne, a co wiecej, nie pozwoli aby ktokolwiek z jej przedziału miał zdanie odmienne.”Bo proszę pana tak być nie powinno, żeby tylko jeden doktor był na dużurze, kiedy tylu pacjentów czeka. Mówię panu, ludzie traca cierpliwość, a każdego boli…”

Słuchając takich wystąpień i obserwując swoje reakcje zadaję sobie pytanie, czy w czasach, gdy podróżowanie mi się zdecydowanie podobało, takich gadatliwych matron nie było, czy może ja byłem głuchy? A może, o zgrozo, w wodospadzie bezsensownej paplaniny nie dostrzegałem niczego zdrożnego, lub… co gorsza, byłem skłonny podzielać punkt widzenia pani „trybunki ludowej”? Wstyd, okropny wstyd za błędy młodości.

Pociag ruszył, pochłania mnie znowu lektura, przedzieram się przez dzieje sekt heretyckich wczesnego średniowiecza, marszczę brew dowiadując się o metodach jakimi posłużył się Kościół rzymski aby je do cna wytępić. Czasem zerkam za okno. Pełne słońca pola, lasy i zagajniki obsypane złotymi i brązowymi liśćmi stanowią osłodę podróżnej gehenny. To już trzecia godzina nieruchomego siedzenia w wypełnionym ludźmi przedziale. Dlaczego nie pozostałem tym niewinnym, wszystkoakceptującym dziecięciem? O ileż łatwiej byłoby podróżować, tym bardziej, że nastąpił kolejny postój i znów zamiast stukotu kół dobiega mnie głos niezmordowanej orędowniczki nowych porządków w służbie zdrowia. „Ja nieraz mówiłam lekarzowi, żeby przeniósł moją córke do kliniki, a on nic, mówił, że sam będzie leczył, że trzeba poczekać na wyniki, a ja się pytam, jak długo te wyniki robią? Pielegniarki tylko spacerują po korytarzach… I dopiero, proszę pana, jak jej się pogorszyło, to ją odesłał do chirurga w tym samym szpitalu, chirurg, nie powiem, dobrze zoperował, na zdjęciach ładnie wyszło, ale ile się dziewczyna nacierpiała…”

Pociąg szczęśliwie ruszył, zaczynałem popadać w rezygnację. Wiem nie od dziś, że nawet jako emigrant jestem z PKP złączony na dobre i na złe. Nie mogę niesiony kaprysem lub wielkopańskim oburzeniem zdeklarować głosno, że „ja już więcej w tych warunkach nie pojadę…” Pojadę i to nie raz. Z konieczności i z ciekawości.

Na kolejnych stacjach (Radom, Kielce, Włoszczowa, Koniecpol) miałem usłyszeć o wręczaniu koperty lekarzowi, który był nieuprzejmy, o kłótni z recepcjonistką, która kazała o 5 rano zająć kolejkę do lekarza i ponownie o tym, że chirurg, nie powiem dobrze się spisał i w dodatku grosza nie wziął. Przed Częstochową zmieniłem wagon, znalazłem nawet pusty przedział i ulokowałem w nim swoje rzeczy. Zanim powróciłem do lektury o pacyfikacji Tempelariuszy, których bogactwo i wysokie morale zagrażało papiestwu (kościelne służby specjalne dowodzone przez papieża dokonały operacji, która stanowi wzorzec skuteczności opartej na zaskoczeniu i synchronizacji działań, oraz masowemu fabrykowaniu oskarżeń wyssanych z palca. Późniejsi dyktatorzy, panowie H i S. chętnie korzystali z „osiągnięć” Inkwizycji) zatopiłem wzrok w plastikowej butelce z Cisowianką. Ruchomy widok zza okna odbijał się do góry nogami i kręcił się wewnątrz balonika butelki jak karuzela. Migały kolory: od liści, od dębu, od marchwi.
Przez chwilę miałem swoją magiczną podróż, Cisowianka dodała mi skrzydeł.

Komentarzy 21 to “Człowiek w drodze”

  1. Hipokrytes Says:

    Naprawdę ładne są te, naznaczone piętnem nostalgii, miniaturki literackie. Trochę w stylu „Fotografii” Andermana.

    pozdrawiam

    • laudate44 Says:

      Czasem mi Czytelnicy podpowiadają z czym kojarzy im się moje pisanie a ja jestem w kłopocie, bo wielu książek nie czytałem, filmów nie ogladałem. Andermana kojarzę, czytam czasem jego komentarze w Wyborczej.
      Dzięki za podpowiedź, może przy okazji poszukam wspomnianej „Fotografii”

  2. Roman Strokosz Says:

    Lato dla mnie w tym roku bylo pelne wrazen, bo cale dwa miesiace spedzilem w Polsce i wlasnie? Wlasnie swojej nostalgii i tesknoty nie zaspokoilem, zas z drugiej strony zobaczylem maruderska, malkontencka Polske. Zobaczylem i poczulem jak gleboko Polska jest podzielona.
    Nikt nie chce przyznac sie ze za miniione ponad dwadziescia lat Polska n kazdym kroku zrobila ogromny krok ku normalnosci i potrzeba jest cierpliwosci, spokoju dzialania tych najswiatlejszych umyslow a nie swietojebliwych i oddac inicjatywe tym, ktorzy maja wizje wspolczesnej, cywilizowanej, w miare mozliwosci dostatniej i bezpiecznej Polski.
    Wiem co czujesz i podzielam to calkowicie.

  3. wiedxma Says:

    Witaj Podróżniku…. nie wszędzie jest tak źle….. jechałam ostatnio na trasie Szczecin – Wrocław. Za oknem dość zadbane dolnośląskie, pociąg jechał bez przestojów, było czysto i nie śmierdziało. Dworce obu miast odnowione z głową…. A współpasażerowie ? Na wszelki wypadek pojechałam jedynką, tłoku wcale nie było i nie docierały do mnie żadne rozgdakane głosy.
    Ale…. do Krakowa, choć wcześniej bardzo chciałam…. nie pojechałam, bo na 16-godzinną podróż się nie zdecydowałam…. no cóż,…… kolejny wypadek na trasie i długie objazdy. Jakoś nie pamiętam, by wypadki zdarzały się tak często w dawno minionym czasie.
    Jednak widać zmiany, szkoda, że ciągle zbyt wolno….

    • laudate44 Says:

      Za brakiem przemian na kolei też kryją się zaniedbania w świadomości ludzi. M.in. lęk przed zmianami. Długo by gadać.

      🙂 Dworzec we Wrocławiu rzeczywiście odnowiony i przyjemny. Wspomniałem o tych żałosnych budynkach na trasie, które stacjami być przestały i wyczekują dalszych decyzji – burzyć czy konserwować?

  4. wiedźma Says:

    No tak… literówka i jestem jak nowa:(

  5. tetryk56 Says:

    Ongiś była Rzeczpospolita Ludowa, teraz tylko trybunów ludowych dostatek pozostał. Co gorsza, wiele z opisywanych przez tę panią osób zachowywało się tak jak opisywała, właśnie dlatego że miało stosunek do rzeczywistości taki sam jak ona: ktoś powinien zapewnić nam godziwe warunki pracy, godziwe wynagrodzenie etc., a wtedy… możebyśmy i coś zasiali…

    • laudate44 Says:

      Oj, tak. Po dwudniowym namyśle czy sięgać po temat narzekactwa przytoczyłem zaledwie część tego, czego się nasłuchałem. Zdecydowałem się pisac o tym lekko, a i tak wyszedł Dostojewski pomieszany z Białoszewskim 🙂
      Ale przyroda tej jesieni mnie zaskoczyła. Absolutne barokowe jubilerstwo na drzewach i łąkach! Taką Polskę lubię! 🙂

      • tetryk56 Says:

        Zajrzyj na Wyspę : „Jesienna puszcza” – w niedzielę byłem w Puszczy Niepołomickiej 🙂

      • laudate44 Says:

        OK. Już lecę. 🙂 Kolory w mojej ulubionej gamie, takie wspomnienia przywiozłem ze swoich lasów dolnośląskich. A Wy nawet czaszkę dinozaura znaleźliście! Brawo!

      • wiedźma Says:

        Narzekactwo czasem doprowadza mnie do pasji…… niekiedy proponuję Pollyannę :). A tak naprawdę , to kto obiecał, że wszystko będzie cudnie i tak jak pani Kasia sobie wyobraża. Może warto przypominać, że nic takiego nigdy się nie zdarzyło ? Aż tak PRL namieszał w głowach ?

  6. Smok Wawelski Says:

    Zawsze jak Cie czytam, to troche, jakbym siebie slyszal. Co do kolei, to ostanio bardzo rzadko nimi podrozuje, ale w.g. mnie wyglad Polski w ostatnich latach zmienil sie bardzo i to pozytywnie. jeszcze nie tak dawno temu, jak sie wjezdzalo samochodem z Niemiec do Polski, to byl trzeci swiat, teraz prawie roznicy nie ma, a jesli jest, to na korzysc Polski.

    Pozdrawiam i dziekuje

    • eliza Says:

      Smoku, byłam we wrześniu ub.roku u Ciebie pod Wawelem, expressem Wwa-Kraków, Bardzo czysto, obsługa miła, nawet kawa i herbata za darmochę była, co ogromnie mnie zdziwiło.
      Ale pewno na liniach mniej turystycznych, niewiele się zmieniło, jednak kiedy czlowiek był młody, lawka twarda nie przeszkadzała, kibelek zapchany też nie, zapach z dymu lokomotywy jeszcze mniej. Jak pisze Laudatte, tak było bo nie mogło być inaczej. Ale i dziś mogłoby być lepiej na kolei gdyby nie tylu pasożytów zywiących się na jej łonie.
      Pozdrawiam

    • laudate44 Says:

      Smoku, zgoda, wygląd Polski się zmienił. Nie ma już tych szokujacych różnic. Ale pod warunkiem, że jeździsz autem, najlepiej po lokalnych drogach bogatych województw. Prywatni właściciele posesji jakoś sie ogarnęli. Natomiast PKP jak wiadomo jest reliktem PRLu. Pas ziemi wzdłuż torów to też własność kolei albo państwowych zdychających spółdzielni. Konkluzja taka, że im dalej od torów tym mniej socjalistycznego bajzlu. Smutne lecz prawdziwe.
      Pozdrawiam

  7. eliza Says:

    „Przez chwilę miałem swoją magiczną podróż, Cisowianka dodała mi skrzydeł.”

    A po chwili???

    • laudate44 Says:

      W życiu piekne są tylko chwile… śpiewał R. Riedel, i to chyba cała odpowiedź. Nie mozna wymagać by cały czas było „cudownie”. Podróż dobrze się skończyła bo do celu dojechałem. Arcydzieł malarskich nie było, ale za to jaka pogoda, jakie kolory, jakie imprezy rodzinne! 🙂

      • eliza Says:

        Ty masz szczegolny fart do pogody, ja lecę do Polski jutro 😦 Na następna wyprawę do Macierzy pojadę z Tobą 🙂 Milego weekendu

      • laudate44 Says:

        Elizo, mimo zimna, życzę Ci udanego pobytu. Ja na razie do PL się nie wybieram, czekam do wiosny 🙂 – jak pojawi się jakiś termin konkretny, dam znać, abys wiedziała kiedy będzie ciepło i słonecznie jak ostatnio. I tak zostałem pogodynką 🙂
        Dużo dobrego!

  8. Walter Chełstowski Says:

    Zawsze lubie Ciebie czytać 🙂
    Zazdroszczę odległości 🙂

Dodaj komentarz