Futbol i fanaberie feministek

Będzie o tym co w tytule, ale zacznę od przyjaciela, z którym dawno temu mieszkałem we wspólnym pokoju w Dublinie i razem jedliśmy wyszydzany przez celebryckich matołów emigrancki chleb. Od kilku lat ten przyjaciel mieszka w Warszawie i co najmniej dwukrotnie w ciągu dnia z tramwajowego okna może oglądać nowiutki Stadion Narodowy. Czyli jest w centrum wydarzeń. W środku piłki! I stamtąd przysłał mi maila:

„Od dziś upały można uznać za rozpoczęte, jeśli ktoś prognozował, że w czerwcu będzie 20 dni deszczowych to się nie pomylił. mogliby protestować Hiszpanie bo podczas ich (grupowego) meczu z Włochami na trawę nie spadła ani jedna kropla, nawet sztuczna, co podobno było przyczyną braku pięknego futbolu. ale teraz ma się zmienić. Ale nie o opadach…a generalnie o futbolu, częściowo z powodu imprezy a bardziej, że przeczytałem ostatnie wpisy na Twoim blogu, z zaciekawieniem jakby kontynuując naszą rozmowę przed meczem z Czechami. Impreza się kończy ale tę atmosferę warto podtrzymywać. Chciałoby się rzec – chwilo trwaj. Bo jest jakoś tak pozytywnie. Powszechnie pozytywnie, co do tej pory zdarza się Hiszpanom, którzy mają słońce sjestę i manianę czy irlandczykom, którzy muszą mieć pozytywne nastawienie (nieważne czy na bani czy też nie), żeby nie dostać do łba choćby z powodu pogody. Wystarczyło spojrzeć na kibiców drużyny, która wróciła z zerowym dorobkiem a mimo to z tarczą. No więc i u nas ta atmosfera się nieco udzieliła.
Mnie zachwyciła z kolei promocja Natalii Siwiec, modelki-kibicki, która pojawiła się niemal znikąd i robi karierę okołostadionową. Urody nie mogę jej odmówić jak i pomysłowości (nawet jeśli chodzi o promotora). Wczorajsza koszulka z napisem BBC (Bad Boy Campbell) po prostu urywa…
Chociaż nie wygląda już tak efektownie jak na pierwszym zdjęciu, ale smaczek ciekawy, który roznosi się echem nie tylko u nas nad Wisłą.
Spokój olimpijski zburzył dziś Jarek, co było zresztą do przewidzenia… a miałem napisać, że Twoje wybiegi w kierunku PISu przy opisywaniu sielskiej futbolowej atmosfery były dolewaniem oliwy do ognia (pomimo, że zgadzam się z Tobą) i że lepiej nie poruszać tego tematu i przemilczeć z korzyścią dla wszystkich. Jednak dzisiejszy nagłówek o wypowiedzi prezia, że „euro skończyło się totalną klęską” mnie podirytował. Parafrazując znaną kwestię z „Rejsu” chciałoby się powiedzieć: aż się chce wstać i przypierdolić. Tym niemniej na nagłówku skończyłem, nie posunąłem się dalej w czytaniu wychodząc z założenia że szkoda piątku na podnoszenie sobie ciśnienia. A można było pomyśleć, że czas igrzysk to czas pokoju a nie szlifowania zębów i innego oręża w tym toporów by tylko zaczekać na ostatni gwizdek na polskim euro…ale koniec tematu. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia kibicek i już człowiekowi robi się lepiej na sercu.”

Mnie też lepiej, gdy czytam tak pozytywne opinie i to wypowiadane w całkiem prywatnym liście (przytaczam za zgodą Nadawcy). Bo znaczy to, że mój poprzedni wpis nie był tylko pobożnym życzeniem, duża międzynarodowa impreza zadziałała ozdrowieńczo na ludzi i to nie tylko w miastach ze stadionami. Przy okazji obalamy kolejny mit, że Polacy potrafią tylko narzekać. Chociaż… słyszałem taką opinie w tutejszym radiu, w audycji dotyczącej polskiego rolnictwa. Reporter wyraźnie dumny, że udało mu się poznać historię kolektywizacji i orwellowski charakter rolniczych spółdzielni produkcyjnych (ale egzotyka!), opowiadał o mijanych podczas jazdy samochodem wielkich obszarach rolniczych, na których niczego się nie uprawia, nie widać też krów czy owiec – tak powszechnych w Irlandii. Właśnie w odniesieniu do rolników padło to zdanie o narzekaniu jako narodowym polskim hobby. Nie zabrakło też uwagi, że polska wieś tak odmieniona w ostatnich latach dużo zawdzięcza dopłatom unijnym, choć wcześniej jej mieszkańcy nastawieni byli anty-unijnie.

My to wszystko wiemy – oni, czyli mieszkańcy zachodniej Europy dopiero się dowiadują. O Polsce mówiło się i mówi sporo i nie tylko w kontekście sportu i turystyki. Słyszałem w tutejszym radiu dość obszerną dyskusję o perspektywach wydobycia gazu łupkowego (koncesję ma pewna irlandzka firma), głos zabrała też jakaś pani Ewa z polskiej organizacji ekologicznej. Było słychać, że czyta z kartki przygotowany wcześniej manifest anty-łupkowy, na pytania prowadzącego odpowiadała mniej składnie, a generalnie bredziła mieszając fakty z fobiami, wiedzę zastępując przesądami i populizmem. No, ale było o Polsce!

Z kolei wczoraj George Hamilton tutejszy sprawozdawca meczów piłkarskich i prezenter muzyki klasycznej w radiu (takie połączenie Szpakowskiego z Bogusławem Kaczyńskim) opowiadał o swojej przygodzie z pozostawionym w warszawskiej taksówce telefonem. Jechałem – mówi George – do pewnej restauracji polecanej przez znajomych, położonej gdzieś za miastem, taksówkarz nie znał trasy więc pokazałem mu mapke na swoim i-fonie, po czym ten telefon odłożyłem i zapomniałem. Po powrocie do hotelu poprosiłem recepcjonistkę, żeby zadzwoniła na mój numer. I co? Okazało się, że ten telefon ma już inny taksówkarz, zmiennik poprzedniego i że on czekał az sie odezwę. Po pół godzinie podjechał z moim telefonem pod hotel i skasował TYLKO tyle, ile wynosi taryfa za kurs. Udało się się Warszawie, cudownym mieście, posłuchajmy muzyki napisanej na cześć Warszawy – zakończył sprawozdawca i uruchomił player z fortepianowym „warszawskim” koncertem Rachmaninowa.

To tyle w uzupełnieniu optymistycznego listu mojego przyjaciela. Radiowe echa przytoczyłem głównie po to, żeby utrwalić optymistyczny nastrój posiany w umysłach przez futbolowych zapaleńców i biznesmenów. Nie bujam w obłokach, bo nie wierzę w jakąś dogłębną odmianę Polaków, a całkiem możliwe, że już jutro kolejny medialny mąciwoda odezwie się w sposób tak głupi i irytujący, że najbardziej powściągliwy obywatel będzie miał ochotę „wstać i przypierdolić”.

Pomimo użytego wyrazu nie schodzimy do głębokiego dołu pod nazwą „wybryk Wojewódzkiego i tego drugiego”.
FJN – do jutra futbol jest najważniejszy. Dzięki tabloidowym witrynom dowiedziałem się paru nowych rzeczy pośrednio dotyczących piłki. Na przykład tego, że Casillas pozostawił w hotelu skarpetki, a Rooney używał pożyczonego żelu do włosów. Wiem już co oznacza skrót WAG’s!
Czytając nagłówek „WAG’s przyjechały!” w pierwszej chwili zadałem sobie pytanie WTF, ale zaraz z konekstu wyłowiłem, że chodzi o żony i kochanki sportowców (Wives And Girlfriends). I szybko doceniłem angielskie skrótowce.
Gdyby chcieć utworzyć skrót od polskich „żon i kochanek” wyszedłby mało apetyczny ŻIK, a jeśli zamiast kochanek miałyby wystepować dziewczyny, efekt byłby jeszcze gorszy. Jaki tabloid zamieści tytuł „ŻID przyjechały do obozu”? Brzmi fatalnie choć jest bliskie prawdy jeśli o te obozy chodzi. Wszak „zgrupowani” piłkarze, szczelnie odizolowani od publiczności żyją w hotelach jak w gettach, a żony, kochanki są tam w ściśle wyznaczone dni dowożone jak jakiś tort lub inny smakołyk. Za dawnych czasów do rycerskich namiotów przed decydującą bitwą wozami konnymi przywożono markietanki, dziś nałożnice przyjeżdżają nie pod osłoną nocy lecz w błysku fleszów, wozy zastąpiły limuzyny, lecz charakter tych wizyt się nie zmienił. Może przesadzam, może w wyniku ślęczenia nad książkami historycznymi wyobraźnia podpowiada mi obrazy wypaczone i karykaturalne. Na analogię z więziennymi „pokojami miłości” już się nie odważę.
A jednak zastanawia mnie, czy polskie ultra-super wyczulone na „krzywdę kobiet” feministki zauważyły jakąś dwuznaczność tych całych odwiedzin, czy przyszło im do główek ujmować się za „podmiotowością i godnością” WAG’s ubranych w markowe ciuchy, obwieszonych perłami i jeżdżących limuzynami. Być może feministki siedziały cicho, bo nie chciały psuć świątecznego nastroju, albo uznały, że w obliczu TAKICH pieniędzy i TAKIEJ sławy ich partnerów całe to gadanie o podmiotowości nie ma sensu, zostanie potraktowane jak fanaberia, zawistne gadanie tych, dla których zabrakło pereł i limuzyn. I tu mają rację. Zgadzam się z godnie milczącymi feministkami i z przedmówcą też.

Warsaw Concerto by Rachmaninoff

Komentarze 4 to “Futbol i fanaberie feministek”

  1. starszy58 Says:

    „Wstać i przypierdolić”. No, to po prostu cudne jest. Można powiedzieć „skompresowana kwintesencja” mojego zdania w pewnych sprawach. I skrótowiec interesujący…
    Ciekawe ile feministek po cichu marzy o tym, by zostać dostarczoną w charakterze „odpoczynku wojownika” takiemu Ronaldo na przykład. Lub temu włoskiemu Zulusowi Czace….

    • laudate44 Says:

      Obserwuję z pewnego oddalenia. Być może coś przeoczyłem. Może Kazia Szczuka coś mówiła. Jesli tak, to cały ten wpis a zwłaszcza puenta tracą aktualność. A może dała sie porwać meksykańskiej fali, chodzi w biało czerwonych szortach i po włosku pisze listy do Balotelliego… 🙂
      Pozostaje zauważyć, że tak jak za czasów rzymskich i greckich – kobiety umieją wykorzystać swoje atuty nawet podczas „typowo męskich rozrywek”.
      Przykład Natalii Siwiec dowodzi, że zamiast marudzić na „podrzędna rolę kobiety w szowinistycznym społeczeństwie zdominowanym przez prymitywnych mężczyzn”, zamiast domagać sie parytetów można samemu coś osiągnąć. Pod warunkiem że się zna męską naturę oraz dysponuje tym co naturalnie męskiej naturze miłe. 🙂
      Osobiście wolę zgrabne nogi od najbardziej zgrabnych argumentów w dyskusji. 🙂

  2. wiedźma Says:

    Dobry wieczór ! A co Ci, Laudate, te feministki ? Jak każda przesada bywają śmieszne, ale dziewczyny, te wcześniejsze i te współczesne odwaliły kawał dobrej roboty właśnie w kwestii upodmiotowienia matek, żon i kochanek….
    Nie chce mi się już przypominać jak to drzewiej bywało , a sama pamiętam swoje dziecinne lata, gdy chciałam być chłopcem, bo im było więcej wolno ! bo małolata włażąca na drzewa i śniąca o zawodzie pilota to nie było cool….. Może i wajcha poleciała w drugą stronę, ale …. nie tylko Niemcy mieli swoje sławne KKK…..
    Markietanki ? ano, popyt i podaż , moi panowie 🙂

  3. wiedźma Says:

    A swoją drogą….. święcie uwierzyłam, że jestes pracuś niebywały i po kilkakrotnym poczytaniu wezwania do picia Guinessa….. postanowiłam zdobyć się na cierpliwe czekanie…. a tu prosze, dwa teksty omal mnie nie ominęły !

Dodaj komentarz