Posts Tagged ‘Schetyna’

Jak dżdżownice po deszczu

4 października 2016

Z obserwacji przyrody pamiętam, że po ciepłym deszczu z ziemi wychodzą dżdżownice. Nie zadałem sobie nigdy trudu, by dociec naukowych przyczyn tego zjawiska, z pewnością nie wychodzą wabione grą indyjskiego fletu ani okrzykami „Pull Up, Pull Up”. Może, jak małe dzieci lgną do swoich pasterzy, tak dżdżownice lgną do wilgoci… Przyznać muszę, że o obyczajach glist, dżdżownic i wszelakiego płazu wiem niewiele. Jednak to, co wiem o przedstawicielach łatwej do rozdeptania fauny, pozwala wysnuć pewną analogię.
Mamy dziś wtorek, wczoraj był Czarny Poniedziałek. Ilość głupców, jacy od wczorajszego popołudnia zdążyli wychynąć z ziemi i zabrać publicznie głos jest zdumiewająca. A najbardziej warta uwagi jest przyczyna, która ich popchnęła do tych desperackich czynów.

Jeszcze w czasie trwania kobiecego protestu odezwał się biskup – oni zawsze muszą być pierwsi – Jędraszewski posyłając miłosierne gromy w kierunku kobiet, które wg niego „głoszą czarną ewangelię”. Nie słyszałem wcześniej o czarnej ewangelii – ale skoro biskup mówi, widać się zna. Lepiej niż ja na glistach. Kazanie w łódzkiej katedrze musiało być długie i troskliwy duszpasterz Jędraszewski zdołał wykrzyczeć jeszcze, że „Kłamstwo nie zna granic bezczelności”. To z pewnością nie była samokrytyka. Prędzej kumak drzewny zagra sonatę Beethovena, niż biskup przyzna się do błędów Kościoła.

Wtórował mu biskup Hoser – były afrykański misjonarz znany ze swojego gołębiego serca. Tym razem Hoser nie użalał się nad ks. Lemańskim i nie opłakiwał milionów mieszkańców Rwandy zasiekanych maczetami, za to w deszczowy warszawski dzień lał krokodyle łzy nad losem dzieci nienarodzonych, które „giną w ciszy”. „Tym dzieciom nie dane było zobaczyć światła dziennego, doświadczyć miłości. Są zabite tam, gdzie miało być ich najbezpieczniejsze miejsce, pod sercem matki.” Demagogia i obrzydliwy fałsz płynący z tak sformułowanego zdania są tu większe niż głupota Hosera, ale wypadało ten myślowy odprysk odnotować. Nazajutrz Hoser dodał jeszcze, żeby nie przesadzać z tą ciążą z gwałtu, bo „stres podczas gwałtu jest tak silny, że rzadko dochodzi do zapłodnienia.” Serio, tak powiedział.

Stosownie do swoich możliwości intelektualnych pokazał się w mediach Witold Waszczykowski – zrządzeniem boskim minister spraw zagranicznych w pisowskim rządzie. Ten tytan myśli, znany z okrzyku „Nie zabijajcie nas!”, w radiu RMF czarny protest skomentował słowami „niech się bawią”. Dziennikarz uświadomił mu, że kobiety wyszły upominać się o swoje prawa, i że to  zabawą  nie jest, lecz było już za późno. Waszcz uwierzył w swój geniusz i nazajutrz rano publicznie wypalił, że te czarne marsze z cipkami na transparentach to kpina i happening, na którym wykrzykuje się głupkowate hasła. „To nie jest sposób rozmowy na temat życia i śmierci” – podkreślił imć Waszczykowski, nie wiedząc, że jego śmierć polityczna czai się za drzwiami.

Rzeczniczka klubu PIS oświadczyła publicznie, że to, co wydobył z siebie Waszczykowski, było jego prywatną wypowiedzią. Nie wiemy czy pani Mazurek odcięła się od szefa MSZ  prywatnie, czy uczyniła to jako rzeczniczka partii, ale mniejsza o to. Ważne, że się odcięła i w tym momencie dla badacza przyrody stało się jasne, że wśród dżdżownic też obowiązuje zwyczaj, by dla ratowania stada jedną poświęcić . W takich sytuacjach zostawia się wytypowane dżdżownice na powierzchni ziemi a pozostałe nurkują głęboko, aby umknąć przed wzrokiem i dziobem sępów. Sępy na Waszczem już krążą, ale jego kochana partia poddała go dodatkowym torturom w postaci wysłuchania połajanki jęczącej Beci, o której niektóre publikatory piszą, że jest premierem rządu Kaczyńskiego. Becia spuszczona ze smyczy zrugała ponoć Waszcza wiedząc, że może sobie na to pozwolić i  tym razem nikt jej za to nie zruga. Także wśród dżdżownic istnieje coś takiego jak rekompensata własnych krzywd i odreagowanie na kimś słabszym.

Złotą myślą godną eurodeputowanego z partii PIS zabłysnął Zbigniew Kuźmiuk.
„Przed chwilą cieszyliśmy się z 39 medali sportowców niepełnosprawnych. Cieszyliśmy się, witaliśmy ich z radością. A jednocześnie bez zmrużenia oka mówimy, że jeżeli dziecko ma podejrzenie jakiejś niepełnosprawności, to możemy je zabijać.” Na pewnym portalu napisano, że ta wypowiedź jest szczytem idiotyzmów wzbudzonych zamieszaniem wokół nieszczęsnej ustawy antyaborcyjnej, która wymknęła się PISowi spod kontroli. Nie jestem tego pewien, bo za chwilę mogą pojawić się inni. Dawno nie słyszeliśmy posła Pięty…

Tak czy owak głupców nie sieją i, żeby nie było, że niesprawiedliwie czepiam się partii ze sprawiedliwością w nazwie, wspomnę o matołku z Platformy. Tenże matołek nazywa się Schetyna i z sobie tylko znanych powodów trzyma łeb pod powierzchnią ziemi, żeby nie zauważyć zmieniających się oczekiwań peowskiego elektoratu. Ogłaszanie z partyjnej mównicy pomysłu zachowania obowiązującej obecnie ustawy antyaborcyjnej i nazwanie jej „kompromisową” jest sygnałem, że PO jako partia ma przed sobą dwie drogi: albo poprosić sępy, żeby zjadły bezkręgowca Schetynę i pozwoliły ocalałej reszcie ogarnąć się na nowo, albo wykrzykując hasło „bo nasza jest racja moralna” razem z bezkręgowcem popłynąć do tego pachnącego amoniakiem oceanu, w którym od lat pływa AWS, SLD i szczątki Ruchu Palikota. Niejedno oblicze ma głupota.

Nie będę udawał, że mnie to martwi. Przeciwnie: im częściej kompromitują się religijni fanatycy i niedowarzeni watażkowie, w których zwykły protest społeczny uruchamia furię, tym mocniejsza jest nadzieja, że ich kretynizm, oszustwa i zniszczenia dokonane w obszarach gospodarki, edukacji, rolnictwa, leśnictwa, obronności i sądownictwa zostaną wreszcie zauważone i należycie ocenione przez szersze niż dotychczas masy społeczne. Poza tym zwyczajnie lubię łabędzi śpiew przerażonych dżdżownic. Długo czekałem, żeby tę melodię usłyszeć.

Naiwność w sieci

14 czerwca 2009

Sieć jak wiadomo z nauk o rybołóstwie służy do wyciągania z wody tego, co w wodzie żyje. W Dublinie istnieje firma handlująca rybami, ktora reklamuje się hasłem ” If it swims, we have it” co można przetłumaczyć „Jeśli to pływa, my to mamy” – Obawiam się jednak, że polska wersja może sugerować, iż oni handlują także tym, co pływa na powierzchni wody. A jak wiadomo z innych polskich powiedzonek, nie zawsze szlachetne rzeczy unoszą się na wodzie. Basta, wracam do meritum.
Korzystam z sieci internetowej, aby wyławiać wiadomości, opinie, podglądać trendy i nastroje społeczne. Wiem, wy też korzystacie, tylko że ja bardziej, ponieważ nie mam dostępu do TV i papierowych gazet. Tak więc rybackim sposobem zarzucam sieć na polskie wody i przygladam się co tam akurat pływa. Przyznam, że mniejszą wagę przykładam do tego , co mówią politycy, bo oni mają swoje „strategiczne cele”, jedno im wolno mówić, innego nie, czasem mówią udając, że to w ogóle nie powinno być ujawniane itd. Słowem, politycy uprawiają swoje sztuczki,zazwyczaj przewidując jaki będzie efekt także „nieoficjalnej” wypowiedzi. Efekt jest tylko wtedy, gdy wypowiedź zaczyna być komentowana. Dlatego probierzem nastrojów, mód i stanu umysłu Polaków są komentarze dziennikarzy i blogerów. Zgodzicie sie z tym? Im ważniejszy dziennikarz, ważniejsza stacja skomentuje jakąś odzywkę, tym bardziej staje się ona nośna. Przytaczam oczywistości, z których zdają sobie sprawę niektórzy politycy i wiekszość komentatorów, ale jak pokazują dzisiejsze wpisy – są także tacy, którzy pomijają czysto marketingowy aspekt wypowiedzi polityków. Skupiają sie tylko na kontrowersyjnym ich zdaniem meritum, wieszcząc, że oto znów wyłazi z polityka nieznajomość prawa a może co gorsza dążenie do powiekszenia swojej władzy. Oj naiwni, naiwni. Polityk, który nie dąży do powiekszania swojej władzy to jest leszcz, a nie polityk. Bez połknięcia paru małych rybek, nie wyrósłby na wielkiego rekina.
„Czy wiesz, o kim mówię? Wiem, o Schetynie!” Zrobił się w sieci mały magiel po tym jak wicepremier palnął w radiu o możliwym połączeniu funkcji prezydenta z przewodniczeniem partii. Przykład dotyczył Platformy i osoby Donalda Tuska, więc prawackie fora podniosły lament i rwetes. Te same fora milcząco przyjmują zachowanie obecnego lokatora pałacu, który od paru lat jest wyłącznie prezydentem PISu i wykonawcą zaleceń pewnego zakonnika z Torunia.
Również panowie niedzielni komentatorzy u Bogdana Rymanowskiego bardzo serio potraktowali słowa Schetyny, zarzucając mu, że nie zna konstytucji lub, że taka wypowiedź świadczy o personalnej walce w PO. Nic nowego, prosze panów! Gdzie jest partia, tam jest walka o pozycję. Jak wśród ryb, krabów, kałamarnic i ośmiornic: kto ma refleks i rekinie zęby, przetrwa. Schetyna ma jedno i drugie: kiedy zrobiło się nudno po wyborach, wypuścił balona próbnego licząc na małe zamieszanie, które po pierwsze: ściągnie uwagę mediów na sprawy Platformy, a odciągnie od szalonych wypowiedzi Jarosława. Po drugie: ugruntuje w świadomości społecznej fakt kandydatury Tuska na urząd prezydenta. Po trzecie: kiedy już nadejdzie czas kampanii wyborczej i Tusk odda przywództwo partyjne, wywoła efekt pozytywny. I jeszcze jedna drobna rzecz:oobecnej wysoce partyjnej prezydenturze Lecha Kaczyńskiego wicepremier powiedział „Prezydentura Lecha Kaczyńskiego była bardzo polityczna…” a więc w czasie przeszłym, co dodatkowo osłabia pozycję ciągle i niestety urzędującego prezydenta. Po trzecie – jeśli o mnie chodzi – po raz kolejny obnażył płytkość myślenia chętnych do krytyki komentatorów, snujących niewyobrażalne wizje zagrożeń i wypaczeń czekających polska demokrację w wyniku łączenia funkcji prezydenckiej z partyjną. Spokojnie leszcze: chodziło tylko o marketing w wydaniu wypasionego rekina.