Posts Tagged ‘KOD’

Ostatni bastion przyzwoitości.

25 września 2016

Miała tu być relacja z pobytu w kolejnym pięknym mieście, ale ponieważ wczoraj odbył się marsz KODu, którego echa nadal są w Internecie żywe – muszę kilka słów temu zjawisku poświęcić.
Z oczywistych przyczyn na marszach nie bywam, mam nadzieję, że kiedyś mój grafik cudownie skoreluje się z grafikiem manifestacji, że do wielotysięcznego tłumu dołączę i zrobię sobie fotkę z panem Wujcem lub panią Ostaszewską. Nie mam powodów, by wątpić w dobre intencje założycieli ruchu oraz tych wszystkich, którzy biorą udział w marszach poświęcając swój czas i pieniądze. Od początku istnienia KODu mocno mu kibicuję, dostrzegam jego mankamenty, lecz jako zwolennik demokracji, wolności osobistej i paru jeszcze humanistycznych wartości – wielkiego wyboru nie mam. W powodzi chamstwa, złodziejstwa, złowrogiego nacjonalizmu oraz politycznego, edukacyjnego i ekonomicznego szkodnictwa KOD stał się ostoją rozsądku, troski o państwo i przykładem tolerancji. To bardzo dużo, bo KOD nie zamierza być bojówkarskim ruchem dążącym do konfrontacji z PISem. Lustrzane odbicie sekty kaczyńskiego to ostatnia rzecz, jaka byłaby Polsce potrzebna. KOD jest w polskim życiu społecznym reprezentantem tego, co przyzwoite, rozumne, nacechowane szacunkiem dla ludzi i dla prawa. Nie jest nim w żadnym wypadku instytucja, która winna nim być z racji swego charakteru i wyjątkowego statusu czyli kościół katolicki.

Bo kościół akurat ustawił się po drugiej stronie. Twardo trzyma ze złodziejskim, oszukańczym PISem i wcale się tego sojuszu nie wyrzeka. Dlaczego niby miałby się wyrzekać, skoro (państwowa) kasa płynie doń szerokim strumieniem, niezliczone ulgi i nieformalne układy czynią kler kastą uprzywilejowaną a zapowiedzi reform szkolnych dają biskupom podstawy, by sądzić, że koniunktura jeszcze parę latek potrwa: zindoktrynowane pokolenie młodych polaczków, nawet po zmianie władzy nadal będzie napełniać księżowskie kieszenie datkami a w razie próby oddzielenia Kościoła od Państwa stanowczo i gorliwie będzie „bronić wiary”. Tresura „janczarów” musi trwać.

Zacząłem o KODzie, a zeszło mi na kościół. Czyżbym miał obsesję? Nie, po prostu zestawiłem dwie grupy interesów, które zgodnie z prawami logiki winny się wzajemnie zwalczać i wykluczać, tymczasem u wielu zacnych ludzi deklarujących przywiązanie do demokracji i wartości ogólnoludzkich występuje rodzaj pomroczności, która nie pozwala im dojrzeć oczywistych faktów. Złowieszcza i inspiratorska rola koscioła w destrukcji zycia publicznego jest zbyt często przemilczana i bagatelizowana. Zmęczeni cała sytuacją i zagrożeni bezpośrednimi skutkami „podłej zmiany” ludzie psioczą na kaczyńskiego i jego ekipę, wieszają psy na posłance pawłowicz (ona, tak jak misiewicz albo suski jest na etacie błazna odwracającego uwagę od spraw poważniejszych), a nie zauważają, że bezpośredniej inspiracji i moralnego wsparcia udziela PISowi zwierzchnictwo kościoła katolickiego. Bandzior z Nowogrodzkiej wysyła kasę do Torunia a w zamian za to szamani z Miodowej ogłupiają elektorat. Od czasów premiera Mazowieckiego Episkopat trzęsie polską polityką a im bardziej usłużna władza, tym większe ma szanse trwać przy korycie, bo „dobrze obsłużeni” biskupi uruchomią swoich proboszczów do aktywnego uczestnictwa w kolejnej kampanii wyborczej.

Dwa wnioski: kiedy się chce zmieniać Polskę, nie można iść na marsz KODu w czasie wolnym między sumą a nieszporami. Albo się służy demokracji albo wrogom demokracji. Albo się pragnie wolności obywatelskich, przejrzystości w życiu publicznym i wyrównywania zapóźnień cywilizacyjnych albo się ma duszę niewolnika dumnego ze swojego zaścianka. Nie ma co udawać, że KK kocha demokrację albo, że biskupom zależy na relacjach Polski z Europą, na prawach kobiet i wzroście krajowego PKB.  I niech nikt nie mówi, że kościół to nie biskupi, tylko ogół wiernych. Teoretycznie tak, fajnie to nawet brzmi „my  tworzymy wspólnotę wiernych”, ale odpowiedzcie sobie od razu, ile wy w tej wspólnocie macie do powiedzenia? Praktyka pokazała, że Episkopat nie słucha nikogo prócz siebie. Jest głuchy na apele Franciszka, na opinie katolickich publicystów, na zatroskane głosy zasłużonych intelektualistów też katolickich. Zwykły parafianin jest dla kleru pospolitą owcą, która milcząco ma dać się policzyć na mszy (statystyki dają biskupom oręż w rozmowach z rządem i Parlamentem) a wcześniej wnieść stosowne opłaty i posłać dziecko do komunii.

Wiedzcie więc przyjaciele z KODu, że źródłem obecnego zła w tym samym stopniu jest PIS co polski kościół katolicki.
Prof. Środa nie pierwsza to zauważyła:

Myślę, że czas na jakąś rewolucję. Głosowanie w sejmie nad ustawami aborcyjnymi i skierowanie do komisji tej barbarzyńskiej (Stop aborcji), to kolejny, tym razem milowy, krok na drodze ku piekłu kobiet. (…)

Trzeba uderzyć w fundamenty tego fanatyzmu, głupoty, zaściankowości i nienawiści do kobiet, czyli w Kościół i jego cynicznych hierarchów żądnych władzy. Przestańcie chodzić do Kościoła, Bóg jest wszędzie! Wiara może być piękna a w Kościele jest tylko PiS i inkwizytorzy kobiet. Jak mówiła Arendt, największą przyczyną zła jest bezmyślność, posłuszeństwo, rutyna.

Obudźcie się ci, którzy wspieracie ten nieludzki kościół, a potem dziwicie się, że nie macie praw, że jesteście otoczeni przez złych, okrutnych ludzi, którzy bardziej przejmują się zapłodnioną komórką niż waszym życiem.

Wtóruje jej dziennikarka i feministka Paulina Młynarska:
„Tak długo, jak kościoły będą pełne, tak długo będziemy w czarnej dupie.”

I ma rację: jeśli chce się przywrócić demokrację oraz wyłonić władze, które rzeczywiście zadbają o rozwój kraju we wszystkich sferach, nie wystarczy co cztery lata wrzucić kartkę do urny. Przy powszechnej głupawce niedokształconych obywateli podżeganych przez połączone siły narodowo-katolickie głosik na lewicę lub partię centrową to za mało, żeby zapełnić sejm ludźmi kompetentnymi i odpowiedzialnymi. W tym względzie potrzebna jest poważna zmiana. Żeby przywrócić znaczenie słowu demokracja, obywatele muszą nabyć trochę wiedzy i zacząć odróżniać to co mądre, od tego co głupie; co służące ogółowi a co wyłącznie wąskiej, ubranej w patriotyczne i religijne pióra grupie idącej po trupach po władzę. Wielkim, najważniejszym zadaniem KODu jest edukacja obywatelska. To jedyna szansa na całkowite odrzucenie groźby dyktatury.

Ostatnie wybory dowiodły wielkich zaniedbań na tym polu: banda zmanipulowanych durniów wybrała bandę złodziei, żeby ci w ich imieniu rozpruli państwową kasę. Dla niepoznaki okrasili ten proceder bogoojczyźnianymi hasłami i parszywą propagandą. Obecnie trwa dzielenie łupów i odbywa się to wg bolszewickiego klucza: wam damy po 500 zł a dla siebie zatrzymamy odbite od poprzedników posady w spółkach skarbu państwa, zaprzyjaźnione szkole medialnej damy sute dotacje, wesprzemy projekt Św. Op. Bożej oraz wymyślimy tysiąc księżycowych projektów, których beneficjentami będą ludzie „lepszego sortu”.
Dzięki KODowi i wszystkim ludziom zaangażowanym w jego akcje ta tragiczna sytuacja może się zmienić. Pod warunkiem wszakże… patrz wyżej.

Komu dziękować za to szambo?

12 lutego 2016

Niektórzy się denerwują tym, co się w Polsce dzieje. Wśród moich znajomych niemal wszyscy się denerwują, dławi ich poczucie bezradności, czują się zażenowani faktem, że są częścią tego samego społeczeństwa, które tak głupio dało się zmanipulować cynicznym populistom i kłamcom. Przecież ta formacja już raz udowodniła autorytarne zapędy i ekonomiczną ignorancję. Teraz do tamtych grzechów doszła niespotykana pogarda dla myślących inaczej, szczucie jednych na drugich i podlizywanie się obcym czyli Watykanowi i Moskwie. Tuż po wyborach, wielu z nas zadawało sobie pytanie, jak do tego doszło? Na fali niedowierzania, kiedy po raz pierwszy złamano Konstytucję, doszło do masowych protestów. Z biegiem czasu pytanie o przyczyny porażki Polski świadomej i racjonalnej zeszło na plan dalszy, bo o wiele ważniejsze jest „jak wyjść z tego bagna?”

Nie ma prostych odpowiedzi. Obok całkiem rzeczowych diagnoz pojawiają się księżycowe przewidywania oraz niebezpieczne postulaty. Autor Studia Opinii, Jacek Parol skrytykował postawę liderów KODu, którzy deklarują bezwarunkową wolę uszanowania wyniku wyborczego. W ten sposób, dowodzi autor, kto uznaje prawo PISu do rządzenia, podpisuje zgodę na dalsze rozwalanie porządku prawnego i gospodarki w Polsce. Dlatego – apeluje Parol – trzeba temu przeciwdziałać i nie poddawać lenistwu, bo PIS zachęcony biernością opozycji zechce zmienić ordynację wyborczą i tak „ustawić” następne wybory, aby zapewnić sobie zwycięstwo. Obawa słuszna, ale żaden scenariusz zastosowany pośpiesznie przez opozycję (którą opozycję?) nie da gwarancji, że takie zagrożenie uda się całkowicie wykluczyć. Bo to my jesteśmy po szyję w … szambie, a nieprzemyślana próba wydostania się z niego może spowodować, że zanurzymy się w nim głębiej. Kto wie, czy gwałtowniejszy ruch ze strony KODu i opozycji parlamentarnej nie dałby stronie pisowskiej paliwa do jeszcze większego radykalizmu? Musiał Jacek Parol taki wariant w cichości rozważyć, bo zastrzegł w artykule, że nie próbuje wyprowadzać ludzi na barykady i nie opowiada się za konfrontacją siłową. Uff, dobrze, że takie zapewnienie padło, bo najgłupsze co można teraz zrobić, to z szabelkami wyjść na ulice. Równie mało rozsądnie brzmi nawoływanie do dodatkowej mobilizacji wszystkich sił (społecznych i politycznych) niechętnych PISowi u władzy. Wszak mobilizacja już nastąpiła i objawiła się w postaci KODu, na który powołują się (ocalałe) autorytety i o którym piszą światowe gazety. Nie trzeba nic więcej. Polacy wcale nie śpią, działają na miarę doświadczenia, okoliczności i… poczucia przyzwoitości. Rewolucji pisowskiej nie można pokonać inną rewolucją. Tym bardziej nie można zniżyć się do ich standardów, bo wtedy ewentualne zwycięstwo byłoby porażką. Wszystkich.

Podoba mi się konsekwencja i spokój w wydaniu Mateusza Kijowskiego, który zdaje się rozumie, że siła KODu tkwi w jego ponadpartyjności. Żadna partia nie jest w KOD faworyzowana (prawackie szczekaczki uparcie insynuują podskórne związki KODu z Nowoczesną lub z Platformą) ani też żadna partia oficjalnie nie jest dla KODu wrogiem. Owszem PIS jest partią narodowo-katolickiego socjalizmu, więc z definicji nie znosi demokracji, ale to nie znaczy, że jedyną racją istnienia KODU ma być istnienie PIS. Takie ustawianie się KOD byłoby  kontynuacją szkodliwego i złudnego podziału na PIS i PO. Otwarta konfrontacja byłaby działaniem krótkowzrocznym i nieefektywnym, nie mówiąc o tym, że zaprzeczałaby temu co KOD ma w nazwie czyli Obrony Demokracji. Pryncypia są czasem ważniejsze niż zagrożona gospodarka.

Po lekturze artykułu Jacka Parola nadal nie wiem, na czym miałoby polegać „zdecydowane działanie”. Czy na nieustającym pokazywaniu PISowi nieprzyzwoitego gestu? To się już dzieje bez szumnych nawoływań. Opór społeczny stopniowo rośnie, filmy z wygwizdania Du*y w Gdyni a Szydłowej w Krakowie wzbudzają szczery entuzjazm, a same akcje z pewnością znajdą kontynuatorów. Natomiast pomysł na referendum dotyczące rozpisania nowych wyborów jest całkowicie chybiony. Dobrze, że KOD umywa od tego ręce. Po pierwsze byłby to niebezpieczny precedens, po drugie jest na to stanowczo za wcześnie. Nie mamy podstaw, by przypuszczać że wynik na pewno będzie dla nas korzystny. Nie wolno lekceważyć największego, tuż po aparatczykach pisowskich, beneficjenta nowych rządów. Kościół katolicki, obecnie nieco wycofany, jakby zawstydzony poczynaniami kaczystów, w każdej chwili może stanąć w obronie swoich zdobyczy.

Dlatego tym razem ja zaapeluję: poczekajmy, nie uderzajmy w histeryczne tony. „Reformy” pisowskie idą tak szerokim frontem, że katastrofa jest nieunikniona. Wiadomo, że na program 500+ rząd ma pieniądze tylko na ten rok. W dalszych latach z tego i paru innych powodów nastąpi zachwianie gospodarki, a co za tym idzie rozsierdzenie wielu grup społecznych. także tych, które w zapewnienia Szydłowej ślepo wierzyły. PIS u władzy jest największym swoim wrogiem – na tym etapie nie trzeba mu specjalnie przeszkadzać, zwłaszcza, że nie mamy prawnych możliwości.

Jak do tej pory pod Sejmem protestowały dwie grupy: najpierw obrońcy czegoś tak abstrakcyjnego jak demokracja (młodzi nie poszli, bo jeszcze się na abstrakcjach nie znają) później zrobieni w bambuko handlowcy, którzy zebrali się w obronie swoich dochodów i miejsc pracy. Po handlowcach zaczną protestować inne poszkodowane grupy zawodowe, to jest pewne jak w banku. Coraz mocniej integruje się środowisko inteligenckie oburzone nieetycznym postępowaniem prezydenta,  bezprawiem dotykającym sędziów, dziennikarzy, prokuratorów. Zadziała efekt domina.

Następne masowe protesty mają szansę przyciągnąć coraz więcej rozczarowanych wyborców Kaczyńskiego. Niepewna jest sytuacja górników, dla których też zabraknie pieniędzy. Na to warto poczekać. Obecnie, gdy poparcie społeczne PISu jest rekordowo wysokie, z wyborcami tej partii nie da się rozmawiać. Wciąż działa syndrom zakochania w Kaczyńskim i negacji „Polski na pasku Brukseli”. Ale miłość nieskonsumowana jest nietrwała,  więc i tutaj jest szansa na dobrą zmianę. Nie powinno się walczyć z tymi ludźmi. Jakkolwiek futurystycznie to brzmi, ich należy odzyskać dla działania wspólnego a nie wykluczać. Najlepszą metodą leczenia wyborców PIS z zauroczenia Kaczyńskim jest powierzenie mu władzy. Gdy po paru latach przekonają się sami, jak bolesne dla ich aspiracji i poziomu życia są rządy ludzi niekompetentnych i jawnie sprzyjających Putinowi, szczepionka zadziała. Lecz tego nie da się zrobić nagle, za pomocą zaklęcia. Jak każda terapia, jest to proces długotrwały. Zgadzam się, że cena wizerunkowa oraz cywilizacyjna będzie wysoka. Już jest wysoka, inaczej nie mówilibyśmy o wdepnięciu w szambo.
Najsensowniejsze co mogą teraz robić przeciwnicy PIS, to dbać o edukację obywatelską, nie wdawać się w ambicjonalne wojenki i cierpliwie wskazywać sprawców manipulacji. Na przyszłość warto pamiętać, że za wynik wyborów nie odpowiada tylko partyjna propaganda ulokowana w „niepokornych” mediach. PIS miał i ma sprzymierzeńca w postaci Episkopatu, któremu również nie w smak europejskie aspiracje Polaków. Logika wskazuje, że Kościołowi należy podziękować za to szambo, z którego nadal nie wiemy, jak się wydostać.

Podobne rady miał dla Polaków amerykański politolog David Ost.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,149898,19483788,david-ost-odebrac-pis-owi-niezadowolonych.html

Link do artykułu w SO:  http://studioopinii.pl/jacek-parol-nie-dla-kolysanki/

Poczwarki 2016

24 stycznia 2016

Jadąc wczoraj samochodem minąłem najpierw 40-osobową demonstrację, potem stanąłem na światłach i przyglądałem się jak kolejna grupa demonstrantów rozchodzi się po  marszu. Akurat zwijali swoje plakaty i sandwich-banery z napisami „Water is a human right”, „We don’t pay a tax” i takie tam. Rzecz odbywała się w Dublinie. Nie pierwszy raz, bo od paru lat Irlandczycy w całym kraju protestują przeciw wprowadzeniu opłat za wodę dostarczaną im do domów. Oczywiście nie wszyscy Irlandczycy, ale protesty są na tyle powszechne (choć już coraz mniej liczne), że angażują się w nie politycy wschodzących partii i partyjek politycznych. Domyślam się, że są to partie grupujące skrajnych roszczeniowców i ekonomicznych dyletantów, którzy domagają się by woda była za darmo. Bo tak było do tej pory i już!. Nie przyjmują do wiadomości, że w innych krajach za wodę płaci się tak samo jak za energię elektryczną i gaz. Ich koronny argument powtarzany jak mantra brzmi: „bo państwo powinno…” W dodatku z uporem ideologicznych narwańców opłatę za usługę nazywają podatkiem. Tak im wygodniej.

Nikt im nie przetłumaczył, że woda która będzie „za darmo”, będzie natychmiast droższa, bo jej realny koszt zostanie „wrzucony” w podatki, a nieposkromione marnotrawstwo i nonszalanckie zarządzanie tym co „państwowe” podniesie koszty jej pozyskania i przesyłu.  Zatem wszyscy razem zapłacą więcej, niż wyniosłaby suma opłat wnoszonych indywidualnie obliczana proporcjonalnie do zużycia. Mnie się łatwo wymądrzać, bo wyrosłem w realnym socjalizmie i wiem jak to działa. Oni, w zapale walki o prawa obywatelskie, muszą wydeptać kilometry jałowych marszów, wydać pieniądze na prawników, którzy będą ich bronić przed płaceniem ustawowych kar za zaleganie z opłatami i tak dalej. Dla porządku dodam, że kwartalne obciążenie na przeciętne gospodarstwo domowe wynosi teraz 64 euro czyli tyle co 3 butelki kiepskiej whisky.

Podaję ten przykład świadomie, bo z polskiej perspektywy batalia o darmową wodę wydaje się groteskowa. W Polsce są daleko poważniejsze sprawy do obronienia. Marsze i pikiety KOD gromadzą ludzi upominających się o coś, co społeczeństwa państw zachodu mają już od dawna. Za darmo. Wolność jak powietrze – odczuwasz jej brak, gdy zaczynasz się dusić.

Dziesiątki tysięcy Polaków wyszło na ulice bronić dobra wspólnego. Upominali się o pojęcia tak abstrakcyjne, jak godność, wolność słowa i prawo do rzetelnej informacji. Polacy spychani na peryferia Europy przez posłusznych Putinowi szaleńców nie mają w tej chwili wielkiego wyboru. Albo pójdą jak barany na rzeź i pozwolą, by ich kraj stał się drugą Białorusią albo będą głośno dopominać się o prawa wspólnoty. Będą tych praw bronić także w imieniu tych, którzy na PIS głosowali a wciąż nie zauważają grozy polskiej sytuacji, oraz tych, którzy przyczynili się do zwycięstwa narodowo-katolickiej sekty, olewając wybory parlamentarne.

KOD powołany do życia za sprawą publicystów Studia Opinii zgromadził intelektualną elitę kraju. Przyłączają się do KOD-u ludzie, którzy rozumieją, na czym polega nowoczesne państwo, jaki winien być podział władzy, dlaczego wolne media są ważne dla demokracji, jak demokracja wpływa na ekonomię, jak ważna jest opinia o Polsce za granicą i tak dalej. Do tej pory nie wszyscy byli zorientowani w tych niuansach. Dla wielu były i nadal są to sprawy zawiłe, którymi w natłoku codziennych spraw nie widzieli potrzeby się przyglądać. Choćby z tego powodu, że mieli zaufanie do władzy. Ostatnie miesiące tę sytuację diametralnie zmieniły. Groteskowo-straszne rządy pisowskie wymusiły przyśpieszoną edukację obywatelską. Nagle wielu ludzi zaczęło zauważać związek między sprawnym funkcjonowaniem Trybunału Konstytucyjnego a swoim osobistym poczuciem bezpieczeństwa. Nagle ocknęli się, że nonszalancja w podejściu do wyborów politycznych odbija się na ich finansach i wolności obywatelskiej. Nie tylko relacje państwo – obywatel stały się dla nich bardziej przejrzyste, ale zrozumieli, że nie mogą uniknąć zaangażowania w proces obrony struktur i powagi państwa przed dewastacją.

Z biernych, przywykłych do ciepłej (choć nie darmowej) wody w kranie konsumentów, zaczęli przemieniać się w obywateli. Kupili flagi. Polskie i unijne. W ciągu paru miesięcy pojęli, że jako poczwarki mogą zostać rozdeptani ale jako motyle zdołają pofrunąć. Zwłaszcza jeśli tych motyli będzie legion. Władza totalitarna jest bezsilna wobec ludzi świadomych i odważnych. Największym państwowym medium kieruje specjalista od urabiania ciemnego ludu, więc jego sztuczki nie powinny działać na tych, którzy potrafią odróżnić goebelsowską propagandę od informacji. Podstawowym orężem w walce z zakłamywaniem rzeczywistości może się okazać pilot do telewizora, ale na dłuższą metę skuteczniejsza wydaje się wiedza czerpana z niezależnych od władzy źródeł.

IMG_2496 Przepoczwarzanie stało się faktem, chociaż nie łudźmy się, nie obejmie ono całej populacji. Niewiele spodziewać się należy po zdeklarowanych zwolennikach PIS, bo wieloletnia smoleńsko-kościelna indoktrynacja sprowadziła ich do roli nakręcanych pluszaków powtarzających w kółko zaklęcia o patriotyzmie, zamachu, wierze, spiskach i zdradzie. Pozostaje jeszcze grupa osób dla których polityka jawi się jako brudna gra rywalizujących mafii, a funkcjonowanie państwa leży poza zasięgiem ich zainteresowań. Jak długo do tej grupy nie dotrze, że bez jej udziału państwo będzie funkcjonować gorzej i gorzej, bo ich bierność jest przyzwoleniem by władzę przejmowała arogancka mniejszość – tak długo nie ma co marzyć o trwałości demokracji w Polsce.

Analizy powyborcze jednoznacznie wskazują, że winnymi obecnej politycznej degrengolady są właśnie obywatele, którzy demokracji albo nie zrozumieli albo się od niej dobrowolnie odwrócili. Tacy, co nie chcą żyć ani w dyktaturze ani w demokracji lecz gdzieś indziej, najlepiej we własnej zagrodzie. Nikt przez 26 lat im nie wytłumaczył, że trzeciej opcji nie ma. Albo demokracja, choćby koślawa i obciążona wadami, albo jej przeciwieństwo czyli chaos i ubrane w dyktatorski garnitur prawo dżungli. Pretensje do tej grupy są słuszne ale jej opis opiera się na uproszczeniach. Nie zawsze jest to margines społeczny i ciemnota, która nie odróżnia samorządu od samosądu. Są w tej grupie między innymi Świadkowie Jehowy, którym wiara zabrania angażować się w sprawy kraju. Oni czekają na królestwo niebieskie a na ziemi mają żyć jak huba, która ciągnie soki z drzewa.

Zresztą przypadki bywają rozmaite. Kilka lat temu, gdy po katastrofie pod Smoleńskiem trwała prezydencka kampania wyborcza, spotkałem się z dawnym znajomym. Zapytałem ostrożnie, czy tym razem, w obliczu tak poważnego zagrożenia demokracji (czym innym byłaby wygrana Jarosława?) ów znajomy przełamie swoją szczeniacką niechęć do instytucji państwa, odłoży na bok anarchistyczny dogmat i weźmie udział w głosowaniu. Odpowiedział, że nie. Próbowałem jeszcze dopytać, czy mu naprawdę obojętne, w jakim będzie żył kraju i czy nie pomyślał o swoich dzieciach. Wszak wynaturzenia w funkcjonowaniu państwa najmocniej uderzają w dzieci, które niekoniecznie chcą uchodzić za niepokornych beatników. Odpowiedzią było krótkie „odpierdol się od moich dzieci!”
Przytaczam ten epizod ze smutkiem, bo z jednej strony ów znajomy jest człowiekiem oczytanym, odnoszącym sukcesy zawodowe i bywającym na kulturalnych eventach, z drugiej strony objawił mentalność wioskowego żula, jednego z tych których opisał Redliński w „Konopielce”.

Od tej pory właściwie z nim nie rozmawiałem. Nie miałem okazji zapytać, czy nadal woli nosić sprane T-shirty z napisem Wolny Tybet albo Stop Zabijaniu Wielorybów, niż brać udział w najbardziej bazowej czynności obywatelskiej jaką jest wrzucenie głosu do urny. Liczę, że jego dorastający syn okaże więcej umysłowej elastyczności i pójdzie do najbliższych wyborów, a kto wie, może wcześniej dołączy do demonstracji KODu.

Zmiana poglądów i poszerzanie wiedzy obywatelskiej to żmudny proces. Żmudny ale konieczny, bo od niego zależy, czy w Polsce uda się przywrócić demokrację. Problemem nie jest upór Kaczyńskiego lecz masowość ruchu, który będzie się domagał praw zagwarantowanych konstytucją. O tym jaka za rok, dwa będzie Polska zdecydują poczwarki.