Archive for the ‘polityka’ Category

Wrocław – poduszka i paralizator

15 kwietnia 2018

We Wrocławiu byłem ostatnio w maju 2016, a relację z tamtego pobytu musiałem podzielić na dwie części. Doczytajcie do końca, przekonacie się, dlaczego.

Od rana krążyłem wokół Rynku i placu Solnego robiąc zdjęcia tym kamienicom i detalom, na które akurat padało mocne wiosenne słońce. Zacienioną część zostawiłem sobie na drugą rundę. Tymczasem ruszyłem w stronę katedry. Najpierw szedłem Kotlarską, potem skręciłem w Kuźniczą, żeby przeciąć Nożowniczą. W dzieciństwie szokowały mnie te nazwy, szczególnie buntowałem się przeciw Rzeźniczej, przy której znajdował się teatr. W umyśle 13-latka proceder zabijania i ćwiartowania zwierząt był nie do pogodzenia ze szlachetną działalnością artystyczną. Nie znałem jeszcze pojęć sacrum i profanum. Czułem jednak, że coś tu do siebie nie pasuje.

W połowie lat osiemdziesiątych zupełnie przypadkowo trafiłem na happening Pomarańczowej Alternatywy. Poznałem wtedy jednego z jego organizatorów, Piotra. W jego mieszkaniu,  mimo ciasnoty, spotykali się młodzi chłopcy, których pierwszym życiowym celem była rozmaicie pojmowana „walka z komuną”. Pamiętam, że raz lub dwa tam nocowałem. Nie stać mnie było na hotel, mogłem się jedynie odwdzięczyć gospodarzom butelką bułgarskiego wina. Piotr chętnie użyczał gościny, jego dzieci ze wszystkimi były na ty i wiadomo było, że gdy odpowiednio podrosną, przyłączą się do gromady młodzieży „walczącej z komuną”. Cokolwiek by to znaczyło. Tych dzieci było troje, zajmowały jeden pokój, w drugim była sypialnia małżeńska Piotra. Dla mnie znalazło się miejsce w kuchni, materac ułożyliśmy niemal pod stołem. Nie spało mi się najlepiej, tuż obok poduszki przebiegała pionowa rura kanalizacyjna, która mimo nocnej pory, co jakiś czas hałasowała. Same dźwięki nie były tak dotkliwe, jak wyobrażenie tego, co spływa z toalet drugiego i trzeciego piętra. Do rana nic nie przeciekło, ale nocne wizje pozostały ze mną na długo. Nie mam wpływu na to, co pamięć zatrzymuje w swoich schowkach.

Wróciłem na Rynek, wyjąłem z plecaka lustrzankę i miałem zrobić kolejne zdjęcia, kiedy z Placu Solnego nadeszła grupa wygolonych na łyso facetów niosących czarnozielone sztandary i stukających podkutymi butami o bruk. Szli w milczeniu, krzyczały za nich nienawistne hasła wypisane na banerach, naziolskie symbole namalowane na sztandarach. Przezornie cofnąłem się pod ścianę, aparat dla świętego spokoju przykryłem kurtką. Nie po to tu wróciłem, żeby fotografować pokaz prymitywnej siły. Przyglądałem się niemo, jak przygłupie byczki maszerują, jak zadzierają brody i prężą muskuły, jak zerkają na boki, czy ich parada budzi oczekiwany przestrach i oburzenie. Nie na to czekaliśmy w latach osiemdziesiątych, kiedy wiadomo było, że komuna upadnie. Nie takie były nasze wyobrażenia wolnej Polski, kiedy z Piotrem i jego gośćmi rozmawialiśmy wieczorami, kiedy dzieci poszły spać, a my osuszaliśmy kolejne butelki bułgarskiego wina. To czego się wtedy obawiałem leżąc na materacu z głową przytuloną do rury kanalizacyjnej, dokonało się teraz. Gówno wybiło.

Ponury pochód oddalił się, ich miejsce zajęli przechodnie i turyści. Kawiarniane stoliki ożywiły się gwarem na nowo. Zwyczajność. Bezcenna zwyczajność, za którą, jak za świeżym powietrzem zaczyna się tęsknić wtedy, gdy jej brak. Ruszyłem dalej, parę razy zapuściłem się w boczne uliczki, żeby sfotografować kolejną serię gzymsów, ryzalitów, półkolumn i portyków oblanych miękkim światłem zachodzącego słońca i tak doszedłem do hotelu. Okna mojego pokoju wychodziły na ulicę, z korytarza widać było wewnętrzne podwórko. Nic szczególnego, ale parę szczegółów przykuło moją uwagę. Rozpoznałem układ ścian, kształty okien i przybudówek, sylwetkę komina wystającego ze ściany szczytowej. Przecież wcześniej już to widziałem! W przeciwległej kamienicy, na pierwszym piętrze znajdowało się mieszkanie Piotra. te dwie ulice (Ruska i św. Mikołaja) zbiegają się w tym miejscu, zatem podwórko musi być wspólne. Zatoczyłem koło.

Symbolika była oczywista: wtedy byłem pariasem wałęsającym się po marginesach socjalistycznego państwa, bywalcem dworcowych poczekalni, schronisk młodzieżowych i rozrzuconych po Polsce mieszkań przyjaciół. Teraz miałem do dyspozycji klimatyzowany pokój z łazienką, wygodnym łóżkiem i miękką pościelą. Żaden niespodziewany hałas nie powinien zakłócać mi snu. Nazajutrz miałem wyjeżdżać, budzik nastawiłem na wpół do siódmej. Cieszyłem się, że kolejny ranek zastanie mnie w tym eleganckim mieście, i w drodze na dworzec kolejowy pstryknę jeszcze parę fotek. W żadnym scenariuszu nie przewidziano, że nowy dzień zacznie się dwadzieścia po czwartej, bo akurat pod moim oknem dwaj pijaczkowie z trudem utrzymując linię melodyczną będą śpiewać swoją wersję piosenki “Guantanamera”. Przez cudowny majowy świt niosło się pijackie darcie. „Żuliki” z wysiłkiem  i werwą artykułowali wyuczone słowa: “zawsze i wszędzie policja jebana będzie…, zawsze i wszęęędzie policja…” Mimo rozespania zadałem sobie w myślach pytanie, dlaczego pijackie emocje wciąż muszą skupiać się na tym samym, co za moich młodych lat? Komuna się skończyła, dlaczego kibolstwo wciąż leczy swoje kompleksy nienawiścią do policji? Gdybym wiedział, co wydarzy się we Wrocławiu już za kilka dni, nie zadałbym tak idiotycznego pytania.

16 maja o świcie wrocławscy policjanci zgarnęli z Rynku a potem w komisariacie bestialsko zamordowali 26-letniego Igora Stachowiaka. Całą winą młodego chłopaka było to, że wydał się komuś podobny do poszukiwanego przestępcy. Umundurowani bandyci zignorowali dane widniejące na dowodzie osobistym Igora. Zabrali go dokładnie z tego miejsca, z którego fotografowałem kamieniczki oblane porannym słońcem. Do tej pory głupio się czuję wspominając tamten pobyt na Rynku. Wystarczyłoby, żeby jakiś skacowany śledczy wskazał mnie palcem, a nawet nie miałbym okazji, żeby się przekonać, czy zdjęcia wyszły udane. Piękne miasto. Parszywe, opresyjne państwo.

Zasłony ze śmiesznego dymu

19 października 2016

Wcale nie trzeba w Polsce mieszkać, żeby wyrobić sobie o niej zdanie, i żeby poczuć emocję, którą obecna Polska @dojnejzmiany wzbudza. Media każdego ranka informują, w którym kościele akurat przyklękała nosicielka broszki, w jakim zajeździe gulasz spożywał nadszyszkownik Kaczyński albo jakiemu zjazdowi w chwili wolnej od klęczenia i całowania w biskupi pierścień patronował niezłomny miłośnik „Łupaszki”i patron ONRowskich spędów.

Ludzie dzielą się newsami na Facebooku, wrzucają filmy na blogi i robią to często z powodów odwrotnych od zamierzeń autora. Poznański teledysk reklamujący uroczystości z okazji rocznicy chrztu był tak kosmicznie zły i żenujący, że promowali go głównie ludzie niechętni rozpanoszonemu klerowi i instytucji kościelnej. Na YT film ten miał ponad milion odsłon. Komentatorzy zastanawiali się, czy to jest produkcja serio, monthy pytonowski pastisz czy prostacki sabotaż. Podejrzenia o sabotaż były całkowicie zasadne. Nikt poważny nie pozwoliłby sobie na tak groteskowe potraktowanie poważnego tematu. Ale to pozór, bo teledysk o chrzcie jak najbardziej autentyczny był. Robili go gorliwi katolicy, ludzie niepoważni.

Nie od dziś wiadomo, że nasza wrażliwość diametralnie różni się od ich wrażliwości. Co nam wydaje się szczytem obciachu, kalką z najśmieszniejszych filmów Barei, wyznawcy prezesa K. przypisujący brzozie smoleńskiej mordercze skłonności traktują ze śmiertelnym patosem. Z braku dystansu i z nadmiaru kompleksów wpadają w ten patos łatwo i chętnie. Wiedza historyczna i wierność faktom jest dla nich jeśli nie balastem, to sprawą zupełnie obojętną. Wystarczy, żeby ktoś w patriotyczne bębny walił, upiorne melodie zemsty na wrogu klasowym fałszując wyciągał, pójdą za nim jak w dym. Kiedy nam się coś kojarzy i zaczynamy widzieć siebie w szerszej, historycznej i geopolitycznej panoramie, im zupełnie nic się nie kojarzy, mgła patriotyczna niczym bielmo Zagłoby oczy im przesłania. Nie ma co udawać, że się nie różnimy. Gdybyśmy się nie różnili, bylibyśmy nim i a nimi nigdy nie będziemy, po nie potrafimy być jak oni prostaccy, głupi i chamscy. Kiedy nam ze śmiechu łzy płyną, oni na baczność stają, na kolano przyklękają, łapki składają, karocami się wożą, kokardy przypinają, w amok wpadają, pomniki stawiają.

Każdy z was zastanowił się już nie raz, dlaczego „pisowskie porządki” robione są w takim nieporządku. Na głowie mają niedokończoną sprawę Trybunału, na ulice wychodzą kobiety i nauczyciele, rozwija się akcja protestacyjna w sprawie Puszczy Białowieskiej, trwa mobilizacja KODU i zwołuje się kolejne marsze a Komisja Wenecka stawia coraz twardsze ultimata. Po co do tego bajzlu dokładać wypowiedzi nadpobudliwej posłanki Krystyny P., po co powtarzać w Wiadomościach cyniczne oskarżenia wobec Michnika i dyrdymały Ziobry o super-spec-nadzwyczajnych komisjach? Tego jest zwyczajnie za dużo. Kto nie ma kato-narodowo-pisowskich klapek na oczach może poczuć się zagrożony skalą zamachu na wolności obywatelskie, równowagę ekonomiczną, edukację dzieci, życie żubrów i zdrowy rozsądek.

Oni byliby wyłącznie śmieszni, gdyby jednocześnie nie byli straszni. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta mimowolna groteska ma przykryć poważne zagrożenie. Gdy obserwuję w mediach ich ignorancję i arogancję, kolejne projekty wykopania, zniszczenia, obcięcia, segregacji lub unifikacji – nie jest mi do śmiechu. I z większa rezerwą traktuję pojawienie się na ekranie opasłego biskupa jadącego niczym Kopciuszek w rokokowej karecie. Coś mi mówi, że ta maskarada jest tylko zasłoną dymną. Tak samo jak rozdmuchiwanie dętych afer i aferek z żołnierzami wyklętymi, pogrzebami, komisjami i gimnazjami.

Chwilami wygląda na to, że prezes K. jednym chochołom nakazał przed kamery wychodzić i na pośmiewisko się wystawiać, innym zaś zalecił, żeby bezprzykładną butą, chamstwem i brakiem rozsądku przeciwników do szewskiej pasji doprowadzać. Niech sobie pokrzyczą futerkowi wegetarianie, niech sobie zakładają dwukolorowe rękawiczki, niech się gotują i bulgoczą, może do mile widzianej konfrontacji siłowej doprowadzą. My tymczasem w zaciszu gabinetu nasze ziobro-sprawki będziemy omawiać, polski kapitał na rzecz Putina trwonić, a żeby nam włos z głowy nie spadł każemy Kamińskiemu plany inwigilacji kreślić a Macierewiczowi kibolski narybek szkolić. Minister Szyszko z biskupami będą wznosić toasty za dalszą kretynizację życia publicznego…

To, że obecna władza strzela sobie w kolano – widzimy tylko my, większa część Europy oraz redaktorzy światowych gazet. Elektorat pisowski na wymowę faktów jest odporny. Ślepa wiara w geniusz prezesa i jego akolitów uniemożliwia im zrozumienie zawiłości polityki. Zatem prezes i akolici maja ułatwione zadanie: robią medialny szoł wyłącznie dla swojego elektoratu – a ten ani śmieszności ani grozy w poczynaniach tej ekipy nie widzi. Rządzącym wydaje się, że są wybraną przez boga i naród elitą. Musi być to mniemanie mocno zakorzenione, ponieważ w ogóle nie zauważają swojej głupoty. Z tego bierze się niedocenianie i notoryczne obrażanie się na przeciwnika – czyli na nas. Jestem przeciwnikiem PISu od stóp do głowy, od świtu do zmierzchu, całą dobę siedem dni w tygodniu (dni świątecznych nie uznaję). Bezpośrednio rządy kleru i PISu we mnie nie uderzają: ziemi rolnej nie zamierzam nabywać, edukacja (czytaj narodowo-katolicka indoktrynacja) już mi nie grozi,  podobnie  zakaz aborcji i antykoncepcji, ucieczka kapitału i spadki na giełdzie też niewiele dla mnie osobiście znaczą. Całego PISu, jego funkcjonariuszy i wyznawców nie znoszę za dwie rzeczy:  niszczenie gospodarki i rozwalanie poczucia bezpieczeństwa Polaków; po drugie: obrażanie mojej inteligencji.

Ot choćby pro-pisowski dyrektor lasów państwowych, którego wypociny zacytował na Fb Adam Wajrak (Mocna rzecz, tylko dla orłów):

Pan Dyrektor Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski, który już wydał zarządzenie o duszpasterstwie w Lasach teraz popełnił dokument o wycieczkach i imprezach. Jest to rozporządzenie z cyklu „oczko się temu misiu”:

* Wycieczki wypoczynkowe – krajowe i zagraniczne
Istotą wycieczek wypoczynkowych jest krótkotrwały (…) wyjazd pracowników jednostek organizacyjnych LP do atrakcyjnych wypoczynkowo miejsc czy miejscowości (np. usytuowanych nad wybrzeżami morskimi, jeziorami czy na terenach górskich), przede wszystkim w celu skorzystania z kąpieli słonecznych, wodnych, a także zabiegów odnowy biologicznej (w połączeniu z różnymi formami odpoczynku czynnego, np. w połączeniu z przejażdżkami kajakami, rowerami itp.)

* Występy zespołów hejnalistów leśnych (z elementami współzawodnictwa)
Występy hejnalistów mogą natomiast stanowić element autonomicznej imprezy monofunkcyjnej lub autonomicznych imprez wielofunkcyjnych (występy hejnalistów w połączeniu z imprezami wypoczynkowymi, występy hejnalistów w połączeniu z wycieczkami na grzyby i jagody.

* Prezentacja wabienia zwierzyny oraz inne naśladownictwo odgłosów fauny leśnej (z elementami współzawodnictwa)
Prezentacja naśladownictwa odgłosów zwierząt leśnych stanowi bez wątpienia oryginalną atrakcję kulturalną samą w sobie. Do występów osób naśladujących odgłosy zwierząt należy stosować odpowiednio charakterystykę imprez pracowniczych, obejmujących występy zespołów hejnalistów leśnych.

* Przedstawienia i inscenizacje kameralne
Przejawem imprezy pracowniczej są natomiast przedstawienia i inscenizacje leśników – aktorów amatorów. Mogą one przybierać formę przedstawień plenerowych (…) Plenerowe przedstawienia i inscenizacje powinny upamiętniać ważne wydarzenia historyczne z udziałem leśników lub z wykorzystaniem lasów (na przykład potyczki partyzanckie z okresu II wojny światowej, przemarsz wojsk z rozwinięciem w lasach obozów na odpoczynek, akcje zwalczania wielkoobszarowych pożarów lasów, dawne technologie prac hodowlanych itd., itp.)

* Zawody pływania długodystansowego
Z mocy niniejszego zarządzenia – w Lasach Państwowych dopuszcza się przeprowadzanie Dorocznych Amatorskich Zawodów w Pływaniu Długodystansowym Leśników.

* Spotkania biesiadne
Spotkań biesiadnych nie należy mylić z serwowaniem posiłków podczas narad gospodarczych czy szkoleń. W rozwiązaniu standardowym – spotkania biesiadne nie powinny stanowić imprez samoistnych. Mogą natomiast stanowić część składową imprez monofunkcyjnych, a najczęściej stanowią część składową imprez wielofunkcyjnych. Podczas spotkań biesiadnych należy dążyć do serwowania żywności o podwyższonej jakości oraz posiłków z darów lasu.

To już koniec cytatu. W tej wysoce niezręcznej sytuacji nie mam już nic do dodania. Darz bór! 🙂

_MG_7322

Jak dżdżownice po deszczu

4 października 2016

Z obserwacji przyrody pamiętam, że po ciepłym deszczu z ziemi wychodzą dżdżownice. Nie zadałem sobie nigdy trudu, by dociec naukowych przyczyn tego zjawiska, z pewnością nie wychodzą wabione grą indyjskiego fletu ani okrzykami „Pull Up, Pull Up”. Może, jak małe dzieci lgną do swoich pasterzy, tak dżdżownice lgną do wilgoci… Przyznać muszę, że o obyczajach glist, dżdżownic i wszelakiego płazu wiem niewiele. Jednak to, co wiem o przedstawicielach łatwej do rozdeptania fauny, pozwala wysnuć pewną analogię.
Mamy dziś wtorek, wczoraj był Czarny Poniedziałek. Ilość głupców, jacy od wczorajszego popołudnia zdążyli wychynąć z ziemi i zabrać publicznie głos jest zdumiewająca. A najbardziej warta uwagi jest przyczyna, która ich popchnęła do tych desperackich czynów.

Jeszcze w czasie trwania kobiecego protestu odezwał się biskup – oni zawsze muszą być pierwsi – Jędraszewski posyłając miłosierne gromy w kierunku kobiet, które wg niego „głoszą czarną ewangelię”. Nie słyszałem wcześniej o czarnej ewangelii – ale skoro biskup mówi, widać się zna. Lepiej niż ja na glistach. Kazanie w łódzkiej katedrze musiało być długie i troskliwy duszpasterz Jędraszewski zdołał wykrzyczeć jeszcze, że „Kłamstwo nie zna granic bezczelności”. To z pewnością nie była samokrytyka. Prędzej kumak drzewny zagra sonatę Beethovena, niż biskup przyzna się do błędów Kościoła.

Wtórował mu biskup Hoser – były afrykański misjonarz znany ze swojego gołębiego serca. Tym razem Hoser nie użalał się nad ks. Lemańskim i nie opłakiwał milionów mieszkańców Rwandy zasiekanych maczetami, za to w deszczowy warszawski dzień lał krokodyle łzy nad losem dzieci nienarodzonych, które „giną w ciszy”. „Tym dzieciom nie dane było zobaczyć światła dziennego, doświadczyć miłości. Są zabite tam, gdzie miało być ich najbezpieczniejsze miejsce, pod sercem matki.” Demagogia i obrzydliwy fałsz płynący z tak sformułowanego zdania są tu większe niż głupota Hosera, ale wypadało ten myślowy odprysk odnotować. Nazajutrz Hoser dodał jeszcze, żeby nie przesadzać z tą ciążą z gwałtu, bo „stres podczas gwałtu jest tak silny, że rzadko dochodzi do zapłodnienia.” Serio, tak powiedział.

Stosownie do swoich możliwości intelektualnych pokazał się w mediach Witold Waszczykowski – zrządzeniem boskim minister spraw zagranicznych w pisowskim rządzie. Ten tytan myśli, znany z okrzyku „Nie zabijajcie nas!”, w radiu RMF czarny protest skomentował słowami „niech się bawią”. Dziennikarz uświadomił mu, że kobiety wyszły upominać się o swoje prawa, i że to  zabawą  nie jest, lecz było już za późno. Waszcz uwierzył w swój geniusz i nazajutrz rano publicznie wypalił, że te czarne marsze z cipkami na transparentach to kpina i happening, na którym wykrzykuje się głupkowate hasła. „To nie jest sposób rozmowy na temat życia i śmierci” – podkreślił imć Waszczykowski, nie wiedząc, że jego śmierć polityczna czai się za drzwiami.

Rzeczniczka klubu PIS oświadczyła publicznie, że to, co wydobył z siebie Waszczykowski, było jego prywatną wypowiedzią. Nie wiemy czy pani Mazurek odcięła się od szefa MSZ  prywatnie, czy uczyniła to jako rzeczniczka partii, ale mniejsza o to. Ważne, że się odcięła i w tym momencie dla badacza przyrody stało się jasne, że wśród dżdżownic też obowiązuje zwyczaj, by dla ratowania stada jedną poświęcić . W takich sytuacjach zostawia się wytypowane dżdżownice na powierzchni ziemi a pozostałe nurkują głęboko, aby umknąć przed wzrokiem i dziobem sępów. Sępy na Waszczem już krążą, ale jego kochana partia poddała go dodatkowym torturom w postaci wysłuchania połajanki jęczącej Beci, o której niektóre publikatory piszą, że jest premierem rządu Kaczyńskiego. Becia spuszczona ze smyczy zrugała ponoć Waszcza wiedząc, że może sobie na to pozwolić i  tym razem nikt jej za to nie zruga. Także wśród dżdżownic istnieje coś takiego jak rekompensata własnych krzywd i odreagowanie na kimś słabszym.

Złotą myślą godną eurodeputowanego z partii PIS zabłysnął Zbigniew Kuźmiuk.
„Przed chwilą cieszyliśmy się z 39 medali sportowców niepełnosprawnych. Cieszyliśmy się, witaliśmy ich z radością. A jednocześnie bez zmrużenia oka mówimy, że jeżeli dziecko ma podejrzenie jakiejś niepełnosprawności, to możemy je zabijać.” Na pewnym portalu napisano, że ta wypowiedź jest szczytem idiotyzmów wzbudzonych zamieszaniem wokół nieszczęsnej ustawy antyaborcyjnej, która wymknęła się PISowi spod kontroli. Nie jestem tego pewien, bo za chwilę mogą pojawić się inni. Dawno nie słyszeliśmy posła Pięty…

Tak czy owak głupców nie sieją i, żeby nie było, że niesprawiedliwie czepiam się partii ze sprawiedliwością w nazwie, wspomnę o matołku z Platformy. Tenże matołek nazywa się Schetyna i z sobie tylko znanych powodów trzyma łeb pod powierzchnią ziemi, żeby nie zauważyć zmieniających się oczekiwań peowskiego elektoratu. Ogłaszanie z partyjnej mównicy pomysłu zachowania obowiązującej obecnie ustawy antyaborcyjnej i nazwanie jej „kompromisową” jest sygnałem, że PO jako partia ma przed sobą dwie drogi: albo poprosić sępy, żeby zjadły bezkręgowca Schetynę i pozwoliły ocalałej reszcie ogarnąć się na nowo, albo wykrzykując hasło „bo nasza jest racja moralna” razem z bezkręgowcem popłynąć do tego pachnącego amoniakiem oceanu, w którym od lat pływa AWS, SLD i szczątki Ruchu Palikota. Niejedno oblicze ma głupota.

Nie będę udawał, że mnie to martwi. Przeciwnie: im częściej kompromitują się religijni fanatycy i niedowarzeni watażkowie, w których zwykły protest społeczny uruchamia furię, tym mocniejsza jest nadzieja, że ich kretynizm, oszustwa i zniszczenia dokonane w obszarach gospodarki, edukacji, rolnictwa, leśnictwa, obronności i sądownictwa zostaną wreszcie zauważone i należycie ocenione przez szersze niż dotychczas masy społeczne. Poza tym zwyczajnie lubię łabędzi śpiew przerażonych dżdżownic. Długo czekałem, żeby tę melodię usłyszeć.

Czarne wygrywają , czarni przegrywają ?

1 października 2016

Znacie ten rysunek Marty Frej przedstawiający kilkunastu biskupów ustawionych do grupowego zdjęcia opatrzony znamiennym komentarzem O KOBIETACH WIEMY WSZYSTKO?

o-kobietach-wiemy-wszystko
Ta sama Marta Frej namalowała niedawno mem zatytułowany „teraz to jesteśmy już naprawdę wkurwione”. Chodzi oczywiście o zamach obecnej władzy na prawa i wolność kobiet. Jak już kilka publicznych osób zdążyło napisać, „w dyskusji” o prawo do aborcji wcale nie chodzi o dzieci poczęte, zupełnie nie chodzi o dzieci, które już na świat przyszły, a jedyną zwierzyną, którą ustawodawcy wzięli na cel są kobiety w wieku rozrodczym.

Zamysłem tej nieludzkiej ustawy zabraniającej usuwania ciąży z gwałtów, ciąży patologicznej, zagrażającej bezpośrednio życiu kobiety jest ubezwłasnowolnienie kobiet, odebranie im praw do decyzji o swoim życiu intymnym, rozrodczości, macierzyństwie i tak dalej. Całkowity zakaz… –  to brzmi jak okrutna kara za nie wiadomo jakie uczynki. Tylko pozbawieni sumień fundamentaliści mogli wpaść na to, by karać kobiety za zdolność do rodzenia dzieci.  Ta zdolność wynika z biologii, a więc niesie z sobą naturalne niedoskonałości. I na nie właśnie czyhają tak zwani „obrońcy życia”.  Odwieczna nienawiść katolickich duchownych do kobiet, którzy w przeszłości oskarżali je o czary, sprowadzanie zarazy, gradobicia i kopulacje z diabłami przybrała obecnie postać prawnego zamachu na kobiecą wolność, z którą od średniowiecza nie mogą się pogodzić.

Nic dziwnego, że kobiety nazajutrz po skierowaniu haniebnej ustawy do dalszych prac sejmowych skrzyknęły się na ogólnopolski protest. W obronie swoich praw ale i w obronie demokracji, bo kiedy jedna grupa społeczna próbuje narzucić wszystkim styl życia i zbiór wyznawanych wartości – tam zaczyna się dyktatura. Polki i Polacy zauważyli właśnie, że nie chcą katolickiej dyktatury na wzór Salwadoru i innych państw Ameryki Łacińskiej.

Zapowiedzi w mediach wyglądają bardzo buńczucznie. I obiecująco. W kampanię promocyjną włączyły się sławne aktorki, dziennikarki i pisarki. Grupa aktywistek (i aktywistów) nagrała pod Sejmem ostry protest song:

Już dziś, na dwa dni przed @czarnym protestem można przewidzieć, że pod względem liczebności i siły oddziaływania protest będzie sukcesem. Bez względu na to, czy upiorny projekt zostanie wycofany z prac sejmowych, istotny jest edukacyjny aspekt całej żywiołowej akcji. Kobiety (i ich partnerzy) niejako przy okazji dowiedzą się, skąd płynie inspiracja do uchwalania tak nieludzkiego prawa, oraz komu posłowie populistycznych partii PIS i Kukiz’15 chcą się przypodobać tak bardzo, że godzą się na rozbrat z ludzką wrażliwością i sumieniem. O zdrowym rozsądku nie wspominając.

O konserwatystach i ideologii „obrońców życia” wie coś George Carlin:

W psychoterapii istnieje coś takiego jak „praca na emocjach” – zauważono bowiem, że lepsze efekty terapeutyczne przynosi omawianie tych aspektów rzeczywistości, które pacjentowi/klientowi, mówiąc kolokwialnie, „podnoszą ciśnienie”. Dotykanie swoich bolączek, ujawnianie cech wstydliwych i skrzętnie ukrywanych to bolesny proces, ale skuteczny. Po zakończeniu terapii człowiek ma lepszy kontakt z rzeczywistością, mniej cierpi.
Analogia do psychoterapii pojawia się nieprzypadkowo. Od momentu, gdy zwiedziony pisowskimi obietnicami i warcholstwem Kukiza naród pozbawił prezydentury Komorowskiego i odsunął rząd PO + PSL od władzy, wiadomo było, że powrót do normalności nie będzie łatwy a przyswajanie wiedzy o funkcjonowaniu państwa i społeczeństwa – bolesne. Można to ująć w trywialny bon-ton: „Kto nie przyswaja wiedzy głową, ten zrozumie, gdy dostanie w dupę.”

Atak koalicji sejmowo-kościelnej na elementarne prawa kobiet jest jednym z etapów tej bolesnej upokarzającej nauki. Wściekłość kobiet (nie tylko kobiet, bo w przypadku wejścia w życie tej złej ustawy faceci będą obrywać rykoszetem) i ożywienie medialne prawdopodobnie przyczyni się do wzrostu świadomości społecznej. Nie wszystko od razu: część wojowniczek nadal będzie o wszystko obwiniać „tego strasznego kaczora z Żoliborza”, lecz jakiś procent zauważy logiczne związki między charakterem tej ustawy a obsesjami Kościoła oraz tęsknotami tegoż Kościoła za ustrojem feudalnym, w którym kobieta stała o jedno oczko wyżej od zwierzęcia domowego. Poczucie zagrożenia jest dobrym katalizatorem procesów myślowych – można więc liczyć, że po akcji @czarny protest zrozumienie, KTO rzeczywiście sprawuje władzę w Polsce obejmie ciut większy odsetek obywatelek i obywateli.

Aspekt edukacyjny jest bardzo ważny:

Wystarczy, że Panie nie pójdą z dziećmi do kościoła w niedzielę. Tak naprawdę tą ustawą steruje ePiSkopat. I to jego najbardziej powinien zaboleć odpływ klienteli. Usługi duchowe są intratnym interesem pod warunkiem, że mają klientów. Jeśli osłabi się popyt na te usługi, korporacja KK spuści z tonu i przestanie dyktować kobietom jak powinny żyć. Póki co niewinne owieczki idą sumiennie do kościoła i pozwalają programować własne dzieci, które nasłuchają się tych farmazonów z ambony, tydzień po tygodniu, aż same zaczną w to wierzyć. Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą. Pamiętajcie Panie – hajs musi się zgadzać, a kościół to tylko biznes, polityka i wpływy. Ktoś musi utrzymywać tych niedojrzałych chłopców dyktujących Wam jak żyć i tak się składa, że to jesteście także wy, drogie Panie.
(Komentarz z forum GW)

Kobietom należy się cała prawda całą dobę. Powinny zauważyć, jak kler panoszył się w Polsce przez ostatnie lata i, że klerowi nigdy dość. Po przywilejach dla duchowieństwa, ubezpieczeniu na koszt podatnika, wprowadzeniu religii do szkół i uzyskaniu miliardowych odszkodowań za utracone włości – Kościół zapragnął dobrać się kobietom do… wiadomo czego. Wiadome było, że tak się stanie. Czy kiedyś księża odpuścili? Jeśli z jakimś pomysłem nie udało się im jednego roku, to przeczekali i ruszali do ofensywy za rok, dwa, gdy wprowadzili do Sejmu partię sobie podległą i urobioną jak plastelina. Potem oczywiście żądali zapłaty za poparcie. Ten scenariusz realizuje się obecnie: kobiece zdrowie, życie i poczucie bezpieczeństwa jest Szanowne Panie „daniną”, którą PIS składa na ołtarzu dobrej współpracy ze środowiskami katolickimi.

Oficjalnie Episkopat może umywać ręce, paru tzw. światłych księży może krytykować „dobrą zmianę” , co nie zmienia faktu, że Parlamentarzyści są pod stałą presją hierarchów, a ministrowie, jako stali goście wiadomych rozgłośni są emisariuszami, którzy przywożą instrukcje i życzenia drugiej strony. Kościół katolicki jest de facto koalicjantem w obecnym rządzie. Zatem logika podpowiada, że protest przeciw łamaniu praw ludzkich należy skierować nie do rządu i nie należy czekać do poniedziałku, lecz zacząć w go niedzielę. Powstrzymać się od udziału we mszy, a tym samym osłabić instytucję, której dogmaty są pierwszym i jedynym źródłem opresyjnej polityki. Schorzenia nie leczy się naskórkowo. Logicznych wniosków nie da się przykryć lub odłożyć na bok. Bo one wrócą przy okazji kolejnego zamachu na wolność obywatelską. Kosztowna i bolesna sesja w zbiorowej psychoterapii będzie się powtarzać.

PS. I na tym można by zakończyć, gdyby nie pokusa, aby przewidzieć ciąg dalszy. Istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że tytułowe czarne sobie pokrzyczą i wrócą we wtorek do pracy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku (tego im nikt nie może odebrać!), natomiast czarni (i purpurowi) zwąchawszy zagrożenie ogłoszą, że z miłosiernych powodów  apelują do parlamentu o złagodzenie wniesionej ustawy, a najlepiej o pozostawienie jej w obecnej „kompromisowej” wersji.  (która nota bene wcale kompromisową nie jest, bo dostęp do tak do in-vitro jak do usuwania ciąży we wczesnej fazie powinien być bezwarunkowy, traktowany na równi z innymi zabiegami medycznymi). W ten sposób sukienkowi dobrodzieje na jakiś czas zdejmą z kobiet widmo zagrożenia i znowu wyjdą na jedynych sprawiedliwych. Odwracanie kota ogonem to w końcu ich specjalność. Praktykują to od 2000 lat.

Ostatni bastion przyzwoitości.

25 września 2016

Miała tu być relacja z pobytu w kolejnym pięknym mieście, ale ponieważ wczoraj odbył się marsz KODu, którego echa nadal są w Internecie żywe – muszę kilka słów temu zjawisku poświęcić.
Z oczywistych przyczyn na marszach nie bywam, mam nadzieję, że kiedyś mój grafik cudownie skoreluje się z grafikiem manifestacji, że do wielotysięcznego tłumu dołączę i zrobię sobie fotkę z panem Wujcem lub panią Ostaszewską. Nie mam powodów, by wątpić w dobre intencje założycieli ruchu oraz tych wszystkich, którzy biorą udział w marszach poświęcając swój czas i pieniądze. Od początku istnienia KODu mocno mu kibicuję, dostrzegam jego mankamenty, lecz jako zwolennik demokracji, wolności osobistej i paru jeszcze humanistycznych wartości – wielkiego wyboru nie mam. W powodzi chamstwa, złodziejstwa, złowrogiego nacjonalizmu oraz politycznego, edukacyjnego i ekonomicznego szkodnictwa KOD stał się ostoją rozsądku, troski o państwo i przykładem tolerancji. To bardzo dużo, bo KOD nie zamierza być bojówkarskim ruchem dążącym do konfrontacji z PISem. Lustrzane odbicie sekty kaczyńskiego to ostatnia rzecz, jaka byłaby Polsce potrzebna. KOD jest w polskim życiu społecznym reprezentantem tego, co przyzwoite, rozumne, nacechowane szacunkiem dla ludzi i dla prawa. Nie jest nim w żadnym wypadku instytucja, która winna nim być z racji swego charakteru i wyjątkowego statusu czyli kościół katolicki.

Bo kościół akurat ustawił się po drugiej stronie. Twardo trzyma ze złodziejskim, oszukańczym PISem i wcale się tego sojuszu nie wyrzeka. Dlaczego niby miałby się wyrzekać, skoro (państwowa) kasa płynie doń szerokim strumieniem, niezliczone ulgi i nieformalne układy czynią kler kastą uprzywilejowaną a zapowiedzi reform szkolnych dają biskupom podstawy, by sądzić, że koniunktura jeszcze parę latek potrwa: zindoktrynowane pokolenie młodych polaczków, nawet po zmianie władzy nadal będzie napełniać księżowskie kieszenie datkami a w razie próby oddzielenia Kościoła od Państwa stanowczo i gorliwie będzie „bronić wiary”. Tresura „janczarów” musi trwać.

Zacząłem o KODzie, a zeszło mi na kościół. Czyżbym miał obsesję? Nie, po prostu zestawiłem dwie grupy interesów, które zgodnie z prawami logiki winny się wzajemnie zwalczać i wykluczać, tymczasem u wielu zacnych ludzi deklarujących przywiązanie do demokracji i wartości ogólnoludzkich występuje rodzaj pomroczności, która nie pozwala im dojrzeć oczywistych faktów. Złowieszcza i inspiratorska rola koscioła w destrukcji zycia publicznego jest zbyt często przemilczana i bagatelizowana. Zmęczeni cała sytuacją i zagrożeni bezpośrednimi skutkami „podłej zmiany” ludzie psioczą na kaczyńskiego i jego ekipę, wieszają psy na posłance pawłowicz (ona, tak jak misiewicz albo suski jest na etacie błazna odwracającego uwagę od spraw poważniejszych), a nie zauważają, że bezpośredniej inspiracji i moralnego wsparcia udziela PISowi zwierzchnictwo kościoła katolickiego. Bandzior z Nowogrodzkiej wysyła kasę do Torunia a w zamian za to szamani z Miodowej ogłupiają elektorat. Od czasów premiera Mazowieckiego Episkopat trzęsie polską polityką a im bardziej usłużna władza, tym większe ma szanse trwać przy korycie, bo „dobrze obsłużeni” biskupi uruchomią swoich proboszczów do aktywnego uczestnictwa w kolejnej kampanii wyborczej.

Dwa wnioski: kiedy się chce zmieniać Polskę, nie można iść na marsz KODu w czasie wolnym między sumą a nieszporami. Albo się służy demokracji albo wrogom demokracji. Albo się pragnie wolności obywatelskich, przejrzystości w życiu publicznym i wyrównywania zapóźnień cywilizacyjnych albo się ma duszę niewolnika dumnego ze swojego zaścianka. Nie ma co udawać, że KK kocha demokrację albo, że biskupom zależy na relacjach Polski z Europą, na prawach kobiet i wzroście krajowego PKB.  I niech nikt nie mówi, że kościół to nie biskupi, tylko ogół wiernych. Teoretycznie tak, fajnie to nawet brzmi „my  tworzymy wspólnotę wiernych”, ale odpowiedzcie sobie od razu, ile wy w tej wspólnocie macie do powiedzenia? Praktyka pokazała, że Episkopat nie słucha nikogo prócz siebie. Jest głuchy na apele Franciszka, na opinie katolickich publicystów, na zatroskane głosy zasłużonych intelektualistów też katolickich. Zwykły parafianin jest dla kleru pospolitą owcą, która milcząco ma dać się policzyć na mszy (statystyki dają biskupom oręż w rozmowach z rządem i Parlamentem) a wcześniej wnieść stosowne opłaty i posłać dziecko do komunii.

Wiedzcie więc przyjaciele z KODu, że źródłem obecnego zła w tym samym stopniu jest PIS co polski kościół katolicki.
Prof. Środa nie pierwsza to zauważyła:

Myślę, że czas na jakąś rewolucję. Głosowanie w sejmie nad ustawami aborcyjnymi i skierowanie do komisji tej barbarzyńskiej (Stop aborcji), to kolejny, tym razem milowy, krok na drodze ku piekłu kobiet. (…)

Trzeba uderzyć w fundamenty tego fanatyzmu, głupoty, zaściankowości i nienawiści do kobiet, czyli w Kościół i jego cynicznych hierarchów żądnych władzy. Przestańcie chodzić do Kościoła, Bóg jest wszędzie! Wiara może być piękna a w Kościele jest tylko PiS i inkwizytorzy kobiet. Jak mówiła Arendt, największą przyczyną zła jest bezmyślność, posłuszeństwo, rutyna.

Obudźcie się ci, którzy wspieracie ten nieludzki kościół, a potem dziwicie się, że nie macie praw, że jesteście otoczeni przez złych, okrutnych ludzi, którzy bardziej przejmują się zapłodnioną komórką niż waszym życiem.

Wtóruje jej dziennikarka i feministka Paulina Młynarska:
„Tak długo, jak kościoły będą pełne, tak długo będziemy w czarnej dupie.”

I ma rację: jeśli chce się przywrócić demokrację oraz wyłonić władze, które rzeczywiście zadbają o rozwój kraju we wszystkich sferach, nie wystarczy co cztery lata wrzucić kartkę do urny. Przy powszechnej głupawce niedokształconych obywateli podżeganych przez połączone siły narodowo-katolickie głosik na lewicę lub partię centrową to za mało, żeby zapełnić sejm ludźmi kompetentnymi i odpowiedzialnymi. W tym względzie potrzebna jest poważna zmiana. Żeby przywrócić znaczenie słowu demokracja, obywatele muszą nabyć trochę wiedzy i zacząć odróżniać to co mądre, od tego co głupie; co służące ogółowi a co wyłącznie wąskiej, ubranej w patriotyczne i religijne pióra grupie idącej po trupach po władzę. Wielkim, najważniejszym zadaniem KODu jest edukacja obywatelska. To jedyna szansa na całkowite odrzucenie groźby dyktatury.

Ostatnie wybory dowiodły wielkich zaniedbań na tym polu: banda zmanipulowanych durniów wybrała bandę złodziei, żeby ci w ich imieniu rozpruli państwową kasę. Dla niepoznaki okrasili ten proceder bogoojczyźnianymi hasłami i parszywą propagandą. Obecnie trwa dzielenie łupów i odbywa się to wg bolszewickiego klucza: wam damy po 500 zł a dla siebie zatrzymamy odbite od poprzedników posady w spółkach skarbu państwa, zaprzyjaźnione szkole medialnej damy sute dotacje, wesprzemy projekt Św. Op. Bożej oraz wymyślimy tysiąc księżycowych projektów, których beneficjentami będą ludzie „lepszego sortu”.
Dzięki KODowi i wszystkim ludziom zaangażowanym w jego akcje ta tragiczna sytuacja może się zmienić. Pod warunkiem wszakże… patrz wyżej.

Po wakacjach. Bez złudzeń.

10 września 2016

Długo nie zaglądałem na bloga, co nie znaczy, że przestałem interesować się polską polityką. Szczególną uwagę skupiłem na obserwacji stanu świadomości Polaków, bo to jest pierwsze i ostateczne źródło nieszczęścia zwanego przekornie „dobrą zmianą”. Od czasu ostatniego wpisu niewiele się na tym polu zmieniło a obraz jaki wyłania się z codziennych lektur oraz rozmów jest coraz bardziej ponury. Fora internetowe pełne są jadowitych memów, ironicznych tekstów i jawnych złorzeczeń w stronę PISu; nierzadko można trafić na buńczuczne zapowiedzi rychłego postawienia podnóżków Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu, bywają też naskórkowe diagnozy i nawoływanie do „większej aktywności” cokolwiek autorzy takich apeli mają na myśli. Dużo w tym wszystkim naiwności, świętego oburzenia na kolejne wybryki władzy i prób rozładowania rosnącej frustracji. Dlatego sam milczałem, bo ilekroć siadałem do klawiatury, dopadało mnie wrażenie, że dołączam do grona tych zapaleńców biegających wokół Sahary i próbujących małymi łopatkami odgarniać piasek, który uporczywie zasypuje pola uprawne. No i nie ciągnie mnie do pisania „ku pokrzepieniu serc”. Zresztą musiałbym czynić to wbrew sobie, bo nic pokrzepiającego w nadciągającej burzy nie dostrzegam.

Nie chcę tu Czytelnikom, wystarczająco zdruzgotanym szkodliwą działalnością szwadronów prezesa, psuć nastrojów. Troskę o losy kraju też odczuwam, ale naiwnej wiary w możliwość rychłego przezwyciężenia mentalnej i ekonomicznej zapaści, jaką szykuje Polsce obecna władza – już nie podzielam. Bardzo mi się nie podoba, co ta władza robi. A najbardziej boli fakt, że robi akurat to, na co jej pozwala społeczeństwo, które wskutek splotu niekorzystnych okoliczności stało się swoim własnym wrogiem.

Zapyta Czytelnik, czy jest coś pośrodku? Czy można być przeciw tej władzy i nie żywić nadziei na jej pokonanie? Rzecz jest pozornie sprzeczna. Wystarczy tylko wyraźnie oddzielić własne życzenia od naiwnych przekonań, „że się stanie”, bo już kiedyś się stało, bo moralna racja jest po naszej stronie, bo oni są głupcami itd.

Gdybym wiedział, w jaki sposób pokonać pisowskie zakażenie – napisałbym o tym. Po ponad roku rządów tych populistów, psujów i złodziei wiadomo jedno: tym razem nie oddadzą władzy po dwóch latach. Zanosi się, że to szaleństwo potrwa dłużej, więc kto nie czuje w sobie mocy biegacza maratonów, niech się nawet nie rozgrzewa.
Walka z PISem to niemal walka z wiatrakami. PIS to stan umysłu a nie zwykła polityczna doktryna. Pamiętajmy, że PIS ucieleśnia się wśród naszych przełożonych, znajomych, rodziny i przyjaciół, więc jakikolwiek mocniejszy gest przeciw PISowi i jego najbliższemu sprzymierzeńcowi KK jest gestem desperata nie bojącego się środowiskowego ostracyzmu, rodzinnych kłótni, braku awansu lub utraty pracy, szykanowania i podburzania dzieci, a w najdrastyczniejszych przypadkach nękania przez funkcjonariuszy upolitycznionych służb gotowych spreparować wszelakie oskarżenia i zarzuty prokuratorskie. Takimi desperatami są ludzie zaangażowani w działalność KOD lecz ciągle jest ich za mało.

Zadanie jest trudne, bo silny fundamentalizm panujący wśród wyznawców PISu (który działa jak sekta, co wykazałem w dawnym wpisie) nie-pisowcy nie mają szans na tradycyjną, opartą na wnioskach logicznych i podpartą tezami naukowymi polemikę ze zwolennikami PISu. Ogarnięci ideologicznym i pseudo-religijnym szaleństwem logicznych argumentów nie wysłuchają, racjonalnych wywodów nie zrozumieją, a jak pokazuje najświeższy przykład z warszawskiego tramwaju, za używanie słów niezrozumiałych mogą jeszcze spuścić łomot. http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,profesor-uniwersytetu-pobity-br-w-tramwaju-bo-mowil-po-niemiecku,211160.html
( Ten incydent i jego geneza zasługują na osobny wpis)

Dlatego, bez względu na to, co obiecuje niemrawa opozycja sejmowa, Polacy muszą pogodzić się, że rozkradanie majątku i niszczenie struktur państwa potrwa więcej niż cztery lata. Z pewnością dłużej… Może – Szanowni Optymiści, wmawiający sobie, że jesteście Realistami – potrzeba będzie poczekać aż „całe pokolenie przeminie”, żeby się zbiorowa mądrość przebudziła. Szukanie analogii w sytuacji lat osiemdziesiątych, stroszenie solidarnościowych piórek i wspominanie zapału powielaczowych aktywistów nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość obecną.

Pierwsza i najważniejsza różnica jest taka, że PIS, w przeciwieństwie do PZPR, ma po swojej stronie Kościół. A Kościół jest mocny liczebnością swoich wyznawców, którzy chcąc nie chcąc wspierają te ugrupowania polityczne, które najwięcej mogą dać biskupom. Czy wyobraża sobie ktoś utworzenie w Polsce rządu, który byłby lekko nieposłuszny Kościołowi lub zapowiadał odcięcie KK od państwowej kasy? To w obecnych warunkach czysta mrzonka. Realia są takie, że co cztery lata Kościół rękami swoich wiernych dokonuje wyboru Parlamentu a co pięć prezydenta. Nie partii X, Y lub .N obywatele powierzają swoje sumienia, swoje datki i przydają mu się do budowania statystyk lecz właśnie Kościołowi. Potem maja to co mają. Kosciołowi demokracja nie jest potrzebna, rozwój obywatelskiej świadomości tym bardziej nie.

Po drugie: PIS (ściślej PIS i Kukiz) ma po swojej stronie młodzież – otumanioną, zmanipulowaną, zbyt leniwą na samodzielne śledzenie niuansów polityki, tonącą w morzu ekonomicznej i historycznej ignorancji.
Ma też środowiska kibolskie i narodowe, które po cichu wspiera, motywuje przyzwalając na ich bezkarność. Pozbawieni moralnych hamulców, zindoktrynowani bojówkarze mają pełnić rolę pożytecznych idiotów sformowanych w quasi faszystowskie bojówki strzegące „wartości patriotycznych”. Więc jeśli Macierewicz spełni swój zamiar – a pokazał że nie cofa się przed żadnym absurdem – nawet najbardziej umocowana w tradycji, prawie i racjach moralnych elita nie wygra z motłochem podburzanym przez szarlatanów.

Tym bardziej, że po naszej, tej nie-pisowskiej stronie takich szarlatanów brak. Elita z definicji nie daje posłuchu szarlatanom. Może wsłuchać się w głos autorytetów. Ale takich już nie ma. Wielu ludzi zasłużonych dla polskiej niepodległości i demokracji PIS przez lata metodycznie niszczył i opluwał, tak jak teraz niszczy i opluwa samą demokrację. A biuro polityczne PISu doskonale wie, że podziały wśród niepisowskiej części społeczeństwa są zbyt silne, aby zdołano wyłonić jednego lidera, który pociagnie za sobą tłumy. Ktoś tak charyzmatyczny jak Jurek Owsiak lub tak politycznie doświadczony jak Włodzimierz Cimoszewicz nigdy nie stanie się autorytetem wspólnym dla całej anty-pisowskiej większości. Osoby o poglądach prawicowych nie zaakceptują w roli lidera Petru, Frasyniuka czy Cimoszewicza. O Robercie Biedroniu szkoda gadać, bo dla wielu Polaków pałających niechęcią do zaściankowego, ksenofobicznego PISu wybór geja na stanowisko prezydenta miasta już jest żabą nie do przełknięcia.
Z kolei osoby o poglądach liberalnych i lewicowych zdecydowanie nie zgodzą się na przywództwo kogoś takiego jak Wałęsa, Giertych czy Sikorski, czyli polityków odwołujących się do tzw. nauki Kościoła i szukających wsparcia wśród biskupów. Serial „Plebania w każdym domu, każdym łóżku i każdej macicy” akurat Polacy nie tyle oglądają, ile pokornie przerabiają.
Konkludując: jeśli nie ma szans na znokautowanie przeciwnika w pierwszej ani w dziesiątej rundzie, trzeba się przygotować na długi maraton, któremu doping w postaci hostii, wody z kropidła i dymu z kadzidła zdecydowanie szkodzi. Rozejrzyjcie się i policzcie, ilu Polaków jest już do tego maratonu gotowych. Im więcej się doliczycie, tym czas tej mordęgi będzie krótszy. No, chyba że ktoś zna drogę na skróty i zechce ją nam pokazać.