Zapowiadałem kiedyś, że napiszę o pewnej postaci ważnej dla renesansu. Nie zdołałem napisać, bo z Florencji przeskoczyłem do Sieny, a jak pokazuje ostatni wpis, przyczyną tego pośpiechu był „magnetyzm zwierzęcy”. No cóż, każdy trafia w życiu na coś, czemu nie potrafi się oprzeć. Ale czar już prysł, bestie z katedralnej fasady zostały opisane, mogę znowu wsiadać do pociągu i wracać do Florencji. Droga wiedzie przez rolniczo-leśne krajobrazy Chianti, rozległe pola i malownicze doliny pokazują się na przemian z liściastymi lasami i gajami oliwnymi, pośród których stoją samotne domy i dwory. Sielanka trwa przez kilkadziesiąt kilometrów, nie odrywam nosa od szyby, między drzewami mignęło wzgórze San Gimignano. O pomyłce nie może być mowy – jest tylko jedno takie wzgórze, najeżone wysokimi wieżami „toskańskiego Manhattanu”. Potem jeszcze kilka zakrętów, wielkie snopy sprasowanej słomy na polach, jakieś sarny i zające, wirnikowy samolot przecinający niebo i pierwsze zabudowania Florencji.
Z Santa Maria Novella idę prosto na pasaż między główne budynki Galerii Uffizi, gdzie jak zwykle kręcą się turyści a na składanych krzesełkach siedzą artyści sprzedający akwarelki i karykatury. Ponad głowami jednych i drugich, w niszach wydrążonych w kolumnach budynku stoją artyści, którzy swoje dzieła tworzyli pięćset lat temu albo i wcześniej. Mijam posąg Leonarda, następny jest Michał Anioł, potem Dante, Petrarka, Bocaccio, niemal u końca kolumnady, w pobliżu bramy, którą wychodzi się na brzeg Arno, stoi ten, którego Florencja doceniła na równi z poprzednio wymienionymi – Niccolo Machiavelli.
Niccolo, syn mało znaczącego adwokata urodził się w roku 1469, wyrastał w atmosferze politycznych turbulencji, które jednak nie przeszkodziły rozwojowi sztuki i nauk. Koniec piętnastego wieku był czasem kulturalnego przełomu, który z Florencji promieniował na inne miasta i księstwa. Mimo krótkotrwałej zbiorowej psychozy wywołanej aktywnością Savonaroli, a wcześniej spiskiem Sykstusa i Pazzich miasto nadal rozwijało się prężnie, żywa była pamięć o wielkości i zasługach Wawrzyńca Wspaniałego.
Machiavelli miał w młodości opinię utalentowanego dyplomaty, któremu jednak nie wróżono wielkiej kariery. Powodem było pochodzenie i raczej skromna aparycja. Zimne przenikliwe oczy czyniły z Machiavellego człowieka nieprzystępnego, jego cynizm nie zachęcał do bliższych relacji. Z drugiej strony był człowiekiem błyskotliwym, oczytanym, o wielkiej wyobraźni, co przynosiło mu popularność w kręgach humanistów. Znał teksty myślicieli antycznych m.in. Tacyta, który był wychowawcą cesarza Kaliguli oraz Lukrecjusza, którego przenikliwe tezy na temat szkodliwości przesądów przy podkreśleniu znaczenia wolnej woli, szczególnie mocno pociągały Machiavellego.
Podczas rządów Republiki został sekretarzem Drugiego Kanclerza, potem otrzymał funkcję sekretarza Rady Wojennej – odpowiedzialnego za zorganizowanie i wyposażenie oddziałów gwardii miejskiej. Zadanie ambitne, które przyniosło mu sukces po tym, jak gwardia zaprowadziła porządek w zbuntowanej Pizie. Ekspertem d/s inżynierii wojennej był przez krótki czas Leonardo da Vinci, którego Machiavelli poznał podczas bytności na dworze Borgii.
Po upadku Republiki Machiavelli został odsunięty od obowiązków, przez pewien czas przebywał w więzieniu, wyszedł z niego na mocy amnestii i osiadł na wsi.
Upokorzony i znudzony chciał pokazać swoją wartość, zależało mu na powrocie do służby publicznej, a odsunięcie od spraw państwowych wydawało mu się niesprawiedliwością. Był wszak uznanym strategiem, autorem tekstów historycznych i doświadczonym dyplomatą. W domostwie Sant Andrea in Percussina stawał się sfrustrowanym outsiderem, ale nie utracił wrodzonej przenikliwości.
Stąd wziął się pomysł na traktat polityczny, radykalny jak na ówczesne czasy, oparty na znajomości historii i na lekturach Lukrecjusza, Tacyta i Seneki. W wydarzeniach z przeszłości Machiavelli doszukiwał się analogii do czasów sobie współczesnych, wskazywał je jako wsparcie własnych tez.
Leonardo da Vinci wbrew panującym trendom i opinii Kościoła poświęcał długie godziny na zgłębianie tajemnic przyrody, anatomii i fizyki. Chciał wiedzieć jak działa skrzydło ptaka, dźwignia, kołowrót i soczewka oka. Z taką samą ciekawością Niccolo Machiavelli przyglądał się polityce i politykom. Jego kariera dyplomatyczna przypadła na jeden z lepszych okresów funkcjonowania ustroju republikańskiego we Florencji. To prawda, że „Książę” miał pomóc autorowi wkupić się w łaski nowych-starych władców Florencji. Jednak Machiavellim kierowała autentyczna pasja polityczna, oraz, jakbyśmy dziś mówili, pobudki patriotyczne.
Jako dyplomata, który w swojej czternastoletniej karierze spotkał m.in. króla Francji oraz papieża Juliusza II Machiavelli musiał mieć dużą ufność w zdobytą wiedzę. Traktat miał być podsumowaniem tej wiedzy. Był też niewątpliwie manifestacją patriotycznego oddania.
Oczytany w autorach starożytnych Machiavelli rozumiał, że potęga państwa wynika nie tylko z jego skali ale i umiejętności władcy do utrzymania w ryzach obywateli. Jako historyk zdawał sobie sprawę z tego, że rozdrobnienie Italii nawet na tle Europy jest anomalią a przy sprzyjających okolicznościach może dojść do ponownego zjednoczenia. Wówczas potrzebny byłby sprawny charyzmatyczny przywódca, „nowy książę” reprezentujący obszernie opisane w traktacie zdolności (virtues). Dlatego możliwe, że impulsem do napisania Księcia były najpierw „sny o potędze” zjednoczonej Italii a dopiero potem pobudki osobiste, wynikające z niezaspokojonych ambicji.
W dziele „De rerum natura” Lukrecjusz zawarł swoje przemyślenia na temat ludzkiej kondycji i roli przypadku w osiąganiu sukcesów. Zapewniał, że życie jest wypadkową różnych faktów determinujących powodzenie lecz jednocześnie dowodził, że drobne zdarzenia mogą nadać życiu zupełnie nowy bieg.
Dziś to brzmi jak banał, lecz wówczas u progu XVI wieku, po stuleciach wysłuchiwania dogmatów o Bogu, który każdemu z osobna układa drogę życia – taka wiedza miała wartość odkrycia. Machiavelli nie był człowiekiem religijnym, nudziły go nabożeństwa i ceremonie, wolał lektury dzieł bliższych rozumowi. Umiał wyciągać wnioski z obserwacji i konsekwentnie łączył fakty, nawet te niewygodne, przez innych przemilczane. Podczas pracy w dyplomacji zdobył odpowiedź na jedno zasadnicze pytanie, czym kierują się władcy w osiąganiu celów. Czy chrześcijańskimi cnotami i nastawianiem drugiego policzka czy wręcz przeciwnie?
Wnioski, które zawarł w Księciu są jednoznaczne: władanie krajem nie ma nic wspólnego z moralnością – polega na zdolności władcy do przechytrzenia przeciwnika, zastraszenia podwładnych i utrzymania przewagi nad sprzymierzeńcami, którzy w chwili nieuwagi mogą przeistoczyć się we wrogów. Dlatego w roli „nowego księcia” Machiavelli widział syna papieża Aleksandra VI Borgii – Cezara. Znał go osobiście, był pod wrażeniem strategicznych talentów Cezara a przede wszystkim podziwiał jego przebiegłość połączoną z okrucieństwem. Pomylił się w ocenie, bo młodego Borgię przechytrzył stary i bardziej bezwzględny papież Juliusz II.
W Księciu Machiavelli nie spisał pobożnych życzeń, bazował na tym, co dziś nazywamy realpolityk. Widząc potrzebę odejścia od idealizmu, założył, że skuteczny władca działa energicznie dla swojej chwały i swojego dobra, nie tracąc z oczu dobra wspólnego. Zapobiegliwy mąż stanu nie czeka na to co mu przyniesie uśmiech losu, lecz polega na własnym sprycie i dzielności. Powinien być nieufny, wyprzedzać o kilka ruchów działanie przeciwnika, choćby ten udawał, że jest oddanym sojusznikiem.
Zaprawdę żądza podbojów jest rzeczą bardzo naturalną i powszechną i zawsze, gdy je ludzie czynią z powodzeniem, zyskują pochwały, a nie naganę…
Uważa się, że „Książę” to poradnik uczący, jak zostać tyranem, a autora traktatu już dawno uznano za wcielenie zła i propagatora postępków niemoralnych. Jednak to nie Machiavelli zalecał wyrzynać wrogów „do siódmego pokolenia” – jak było to w zwyczaju plemion opisanych w Dziejach Izraela i w Starym Testamencie. Nie on rozprawiał się z heretykami krzycząc „zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich!” Nie on inspirował polityków i uczył ich okrucieństwa – raczej oni pokazali mu, na czym polega skuteczność zdobywania i utrzymania władzy. Machiavelli nie był taki makiaweliczny, jak się to zwykło przyjmować. Był tylko realistą, pod jego piórem idealizm ustąpił miejsca praktycyzmowi.
Uprawianie polityki Machiavelli uznał za naukę opartą na empirycznych przesłankach. Czuł się, jeśli nie odkrywcą, to zapewne prekursorem jej nowego postrzegania. Zauważył jako pierwszy, że sukces władcy zależy od dwu rzeczy: jego osobistych przymiotów oraz od szczęścia, uśmiechu Fortuny, gry przypadku.
O ile łut szczęścia jest nieodzowny by władzę zdobyć, to do jej utrzymania konieczny jest szereg cech nazywanych w książce „virtues”.
Dla Machiavellego było oczywiste, że skuteczny władca nie może kierować się zasadami wyniesionymi ze średniowiecza. Skoro w epoce odrodzenia (czyli dosłownie rzecz biorąc „powtórnych narodzin”) do głosu doszli wielbiciele antyku, odkrywcy śmiałych teorii naukowych i odważni artyści – nowe spojrzenie na politykę wydało się całkowicie uprawnione. Machiavelli potraktował politykę jak kolejny z przedmiotów ścisłych, zrywający z okowami średniowiecznego wstecznictwa. Zastrzegł przy tym, że władca nie musi praktykować zła – jeżeli warunki pozwalają, winien być dobrym i szczodrym, choć zawsze gotowym, by zmienić się w kogoś zupełnie odmiennego.
Kiedy władca otrzymuje władzę dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności lub z rąk wpływowych osób łatwo może korzystać z władzy, ale trudniej mu ją utrzymać, bo cały czas jest zależny od swoich stronników, których obdzielił stanowiskami. Jeśli dojście do zaszczytów odbyło się łatwo, tym trudniej mu wymagać lojalności od podwładnych i dowódców armii – ich poparcie szybko może być wycofane. Władca nie może być nigdy zbyt pewny siebie, bo jego władza spoczywa nie tylko w jego rękach.
Koncepcje Machiavellego były szokujące, autor uwzględniał zarówno poglądy antyczne jak i właściwe epoce odrodzenia zainteresowanie przyjemnościami. Stało to w głębokiej w opozycji do średniowiecza, w którym próżno by szukać szacunku dla ludzkiej indywidualności, gdzie równie podejrzana była aktywność umysłowa, co wynikający z niej postęp techniczny i rozwój nauk.
Traktat „Książę” jest więc efektem swoistego buntu, przejawem ożywienia umysłowego i świadectwem fascynacji antykiem. Machiavelli musiał być był świadom, jaki opór w kościelnej instytucji napotyka wprowadzanie wynalazków technicznych, postępu w kartografii, astronomii, medycynie. Analogicznie mogło być z moralnością, którą Kościół oficjalnie propagował, a która ambitnemu i trzeźwo patrzącemu myślicielowi wydała się anachronizmem, przeszkodą w skutecznym rządzeniu i osiąganiu celów politycznych.
Dla Machiavellego dalekosiężnym celem było zjednoczenie Italii. Ten cel uświęcał środki.
Pisząc Księcia Machiavelli postawił wszystko na jedną kartę: stworzył dzieło na tyle radykalne, aby było zauważone. Zostało zauważone i osiągnęło wielką, choć dwuznaczną sławę. Niestety autor tego nie doczekał, tak jak nie doczekał zjednoczenia Włoch.
Książka powstała w 1513 roku została opublikowana dopiero w roku 1532, pięć lat po śmierci autora. Nie pomogła nawet dedykacja dla ówczesnego władcy Florencji Lorenzo I Mediciego – wnuka Wawrzyńca Wspaniałego.
Nagrobek Machiavellego w kościele Santa Croce we Florencji
Tagi: humanizm, Książę, Niccolo Machiavelli, poiltyka, renesans, władza
29 stycznia 2014 o 20:19 |
Ach, Machiavelli! Ileż pokręconych teorii! Ileż głupstw o nim wypisywano! A to przecież genialny człowiek.
PS. Wortpress „nie chce” cheronei dlatego mogę zalogować się tylko z innego adresu.
Pozdrawiam 🙂
29 stycznia 2014 o 20:56 |
Miło usłyszeć takie słowa Cheroneo.
Też uważam N.M. za człowieka wybitnego na tle swojej epoki. Pierwszy raz poczytałem na jego temat jakieś trzy lata temu i z grubsza wyrobiłem sobie zdanie. Potem doczytywałem tu i tam, kupiłem nawet „Księcia” (niestety nie w oryginale) żeby wiedzieć dokładnie o czym mowa. No i chyba wiem, dlatego mogę powiedzieć, Machiavelli wielkim pisarzem był!
Pozdrawiam
29 stycznia 2014 o 20:32 |
Przeczytałem jednym tchem, wracając później do co bardziej inspirujących fragmentów. O Machiavellim miałem wiedzę ledwie symboliczną, choć po wysłuchaniu utworu autorstwa Jerzego Czecha (słowa) i Przemysława Gintrowskiego (muzyka i wykonanie), próbowałem coś niecoś znaleźć.
Prywatnie uważam, że ogólne potępienie Machiavellego bierze się z tego, że władcy w jego „Księciu” widzieli swój obraz, który różnił się, było- nie było od wersji oficjalnej.
29 stycznia 2014 o 20:50 |
Dzięki Wolandzie za piosenke. Wspomniany na początku książę Valentino to właśnie Cezare Borgia. Tekst piosenki powiela potoczne wyobrażenia o Machiavellim i jego teoriach.
W sumie jest ok, bo czuć w tym literacki pazur, choć daleko „temu tekstu” do skondensowanej frazy Kaczmarskiego.
Denerwująca natomiast jest maniera z jaką śpiewa tu Gintrowski. Ironiczno-szyderczy ton akurat nie pasuje do tej ballady, i moim zdaniem robi krzywdę postaci Machiavellego. Skrzeczący głos zasłużonego barda kojarzy mi się tu z kinem dla dzieci i młodzieży. Może to scenicznie atrakcyjne, ale dla mnie płaskie, zalatujące ignorancją historyczną. Pozdrawiam
29 stycznia 2014 o 22:00 |
Literatura jest zwodniczą sztuką! Iluż to ludzi wprowadziła do historii zupełnie inaczej, niż to było naprawdę… I dotyczy to zarówno przedmiotów jej opisu, jak i jej twórców.
29 stycznia 2014 o 22:06 |
Kogo jeszcze Tetryku? Masz na myśli J. Ch. Andersena, który miał ambicję zostać poważnym twórcą a skończył jako słynny bajkopisarz? 🙂
29 stycznia 2014 o 23:32
A choćby Charles Lutwidge Dodgson, którego 250 prac naukowych przykryła doszczętnie mała Alicja, a z drugiej strony barykady Konstanty Julian Ordon, którego Mickiewicz tak skutecznie wysadził z redutą, że go potem w jego (Mickiewicza) legionie widzieć nie chciano; cesarz Klaudiusz który do historii przeszedł widziany oczami Seneki…
29 stycznia 2014 o 23:43
Co wszystko razem potwierdza, że słowo pisane ma wielką siłę i kształtuje rzeczywistość. Wiedział o tym w XIX wieku pewien carski namiestnik, który mówił w Warszawie, że w klawiaturach internautów kryją się armaty… 🙂
Wiedzą o tym akwizytorzy tzw. Pisma Świętego i innych Strażnic
oraz obecni wydawcy przeróżnych ściekowych pisemek tzw. „karnoidów”
30 stycznia 2014 o 18:07
Już w XIX wieku? Miał cłhop intuicję!
30 stycznia 2014 o 19:24
On, ten namiestnik, miał przede wszystkim amunicję 🙂
A o tych armatach i kwiatach mówił w odniesieniu do subtelnej a zarazem „wywrotowej” muzyki młodego Chopina.
30 stycznia 2014 o 11:39 |
Mam do Ciebie serdeczną prośbę. Czy nie zechciałbyś napisać o też Nicolo, ale Paganinim? Wiele czytałam, mam całą płytotekę z koncertami genialnego skrzypka, ale ogromnie jestem ciekawa Twoich spostrzeżeń.
Pozdrawiam serdecznie – cheronea
30 stycznia 2014 o 13:05 |
Serdecznym prośbom się ulega, ale nie obiecuję, że tekst powstanie prędko. Trochę to potrwa, tym bardziej, że gdyby zająć się innymi znanymi postaciami o tym imieniu, to pierwszy w kolejce byłby Mikołaj Kopernik – niemal rówieśnik Machiavellego – oraz malarz rosyjski Nikolai Roerich.
PS. Jeśli muzyka Paganiniego ma być pomocna w zbieraniu pomysłów na tekst, to będę miał okazję posłuchać jego kompozycji. Zacznę od ulubionej melodii napisanej przez… Rachmaninowa. „Rapsodia na temat z Paganiniego”
30 stycznia 2014 o 15:36 |
Ba, Rachmaninov! Oczywiście, że jest także nasz Kopernik i inni, ale mój pomysł wziął się stąd, że Paganini pochodzi z „tamtych” stron. Hm…rapsodia, rapsodią, ale czy oddaje klimat genialności skrzypka? To sprawa dyskusyjna, a o gustach itd. Ja dosłownie odrywam się od ziemi słuchając koncertów fortepianowych Paganiniego gdy gra Nigel Kennedy, to po prostu rozkosz.
Serdecznie pozdrawiam 🙂 – cheronea
30 stycznia 2014 o 15:41 |
No to ja już prędzej coś o Nigelu mogę opowiedzieć – byłem na jego dwóch koncertach. 🙂
PS. Chyba kiedyś już nawet pisałem, jak znajdę to dam link
31 stycznia 2014 o 11:12 |
Dzień dobry ! Dopiero teraz dotarłam, zaptrzątały mnie inne, mniej miłe sprawy……. Czytałam „Księcia”, jasne, że nie w oryginale i może dlatego książeczka wydała mi się nowoczesna w duchu ? Nie, tak nie myślę.
Wydaje mi się, że zła sława Machiavellego wzięła się stąd, że on naruszył ówczesną obyczjność. Złamał tabu…. Pisać księciu jaki ma być i jeszcze to rozgłaszać poddanym, żeby mieli oczekiwania w stosunku do władcy ? Pisać o tym prosto, bez zawijasów i hołdów… (dyskretnie jednak pochlebia ), mówić o odpowiedzialnośći inaczej ?
Trochę to jak z ” grubą kreską”….. musiał być niewygodny, skoro go za pierwszego krętacza i podstępnego łobuza uznano…. 😦
31 stycznia 2014 o 12:30 |
Nie wgłębiałem się aż tak w temat, żeby ocenić w jakich czasach urosła zła sława Machiavellego. Bo wcale nie musiało to być we Włoszech, gdzie cieszy się szacunkiem i wcale nie w XVI wieku.
Przypuszczam, że to późniejsze, „oświecone” epoki potraktowały Machiavellego jak niechcianego posłańca, który przynosi złe wieści o naturze gatunku ludzkiego i o niskich pobudkach jakimi kierują się rządzący. Tego demaskatorstwa mu nie wybaczono, więc, tak jak zauważasz, jemu przypisano wszystkie złe cechy. Słówka „makiawelizm”, „makiaweliczny” używa się jako synonimy bezwzględnego zła i podstępu.
Choć z drugiej strony – świadczy to o literackim sukcesie autora Księcia, jakkolwiek jemu nie o taki sukces chodziło…
Pozdrawiam
31 stycznia 2014 o 20:14 |
Tylko zerknęłam na blog (znalazłam go, dzięki Twojemu komentarzowi u mnie), już widzę, że poruszane tu treści będą dla mnie interesujące. Zostawiam sobie lekturę na weekend.