W jednym z dublińskich pubów stali bywalcy zawiesili tabliczkę z napisem: „Praca jest przekleństwem klasy pijącej”. Chcąc skomentować własne zaległości wobec Czytelników mógłbym pokusić się o parafrazę „Praca jest przekleństwem klasy blogującej”. Mógłbym, gdyby nie to, że od pisania odciągały mnie sprawy różnej natury. Nie tylko praca. Najpierw był odpoczynek po wyczerpującym pod wieloma wzgledami urlopie, potem gorączka wyborcza, potem powyborczy tasiemiec z Millerem i Palikotem w roli głównej, nie dało się tego gładko pogodzić z atrakcjami Toskanii. Były też sytuacje prozaiczne jak na przykład przegląd techniczny vana, któremu musiałem poświęcić trochę czasu. Kiedyś było z tym łatwiej. Pamiętam swoja wizytę z lubelskiej stacji obsługi samochodów. „Dzień dobry, pan Leszek? „Tak a o co chodzi?” „Ja od Mariana K. z dowodem rejestracyjnym do podbicia” „Jaki samochód?” „Maluszek” „Gdzie go pan masz?” „A o tam stoi, za ogrodzeniem” „Ale jeździ?” „Jeździ jak złoto, tylko dowód trzeba podbić”. „Dobra, przyjdź pan za 10 minut, od razu do kantorka.”
Tutaj jest trochę inaczej, przeglądu dokonują skrupulatni panowie, z którymi nie można za wiele rozmawiać. Nerwówka trwa kilkadziesiąt minut, a kiedy przegląd wypadnie pomyślnie, ulga jest ogromna, bo to oszczędza czas i pieniadze. Dla uczczenia sukcesu można spokojnie iść na wieczorny koncert do tutejszej katedry, (która to już z kolei w tym roku?) Głównym wykonawcą był Jan Garbarek ze swoimi małym saksofonem altowym. Grał w towarzystwie meskiego kwartetu śpiewaczego Hilliard Ensemble. W programie pieśni bizanytyjskie, armeńskie i staroruskie (słowa „Gospody pomyłuj” wydały mi się znajome). Katedra św. Patryka ze swoją akustyką okazała się doskonałym miejscem na monotonne śpiewy i zawodzenie garbarkowego saksofonu, wrażenie wzmacniał fakt, że muzycy urządzali sobie spacery między kolumnami, chowali się w gotyckich niszach, a wszystkim się zdawało, że ich nie jest pięciu lecz co najmniej dwudziestu pięciu.
Kolejnego dnia zostałem znienacka zaproszony na spotkanie towarzyskie i mały rajd po dublińskich pubach, więc znowu nijak było pisać po nocy o włoskich krajobrazach. Na dodatek za dwa dni wybory prezydenckie – główny temat rozmów ze znajomymi, więc żeby nie wyjść na matołka zrobiłem szybki risercz w internecie, wiem „po łebkach” kto jest kto. Do dziś na prowadzeniu był kandydat niezależny Sean Gallagher, który dotychczas polityką się nie zajmował tylko prowadził rozliczne interesy. Czy były one szemrane, nie wiem, choć konkurent z nacjonalistycznej Sinn Fein próbuje go zdyskredytować wyciągając jego związki z partią Fianna Fail, za którą ciągnie się zapaszek korupcji i kolesiostwa. To za to wyborcy odebrali tej partii władzę dwa lata temu. Drugie miejsce w stawce pretendentów do żyrandola zajmuje pan Higgins, lewicowiec, podobno nieskazitelnego charakteru, dobrze wykształcony lecz już nie młody, co jest minusem. Prezydentem najpewniej zostanie któryś z nich.
Słówko o deszczu. Wiadomo, że w Irlandii często pada, ale takiego deszczu jak wczoraj najstarsi mieszkańcy nie pamiętają. Dublin mocno dotknięty przez żywioł, ulicami płynęły rzeki wody, pozalewało parkingi, hipermarkety i prywatne domy. Są dwie ofiary śmiertelne więc to naprawdę miejscami wygląda poważnie. Wiele dróg nadal jest nieprzejezdnych. Mnie bezpośrednio powódź nie zagroziła, chociaż trochę zmokłem i zamiast pracowicie pisać bloga przedzierałem się last night przez zakorkowane miasto, aby w końcu zostawić auto na sklepowym parkingu (nadziemnym) i ostatnie kilka kilometrów pokonać pieszo.
Piszę o tym tak detalicznie, abyście Czytelnicy nie sądzili, że znalazłem sobie nowe hobby i o Was zapomniałem, albo że od blogowania powstrzymuje mnie lenistwo albo inercja. One też, i także nawał pracy, która jak wiadomo jest przekleństwem (choć bywa błogosławieństwem) ale co ma być opowiedziane, będzie opowiedziane. Jeszcze zanim spadną śniegi. Ukłony
P.S. W tym całym zamieszaniu udaje mi się śledzić przypływy i odpływy w polskiej polityce. Może przyjdzie pora na szerszy komentarz, a na razie smaczek: odpowiedź pana Hajdarowicza na list jaki grono pisowskich dziennikarzy wystosowało do niego w trosce o posady własne i swoich kolegów. Podoba mi sie poczucie humoru Autora, widać jest mu bliska teza, że niektórych ludzi i środowisk nie da się traktować poważnie. Obśmianie jest najlepszym wyjściem. Ładnie tę sprawę skomentował też Passent na blogu Polityki.
Dziękując za list, chcę wykorzystać tę okazję i pogratulować Państwu wyboru do zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Życzę, tak Państwu, jak sobie, aby pod nowym kierownictwem SDP wróciło do czasów świetności z epoki Stefana Bratkowskiego, kiedy to było głosem zdrowego rozsądku dla środowiska dziennikarskiego.
Dziękuję też za troskę i chęć pomocy w prowadzeniu mojego wydawnictwa. Liczę, że w kolejnych listach znajdę konkretne biznesplany, pozwalające sfinansować działalność Presspubliki. Widząc, jak autentyczna jest Państwa troska o losy „Rzeczpospolitej” i ”Uważam Rze”, proszę również, bez wahania, zabiegać o dotacje i reklamodawców, którzy pomogą nam zrealizować nasz wspólny cel, jakim jest rozwój wydawnictwa.
W przyszłości proszę, aby listy adresowane do mnie przesyłać na adres „Rzeczpospolitej”. Zanim jeszcze zostaną opublikowane na licznych forach internetowych i w mediach.
Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Presspubliki, wydawcy „Rz” i ”Uważam Rze”
25 października 2011 o 22:18 |
Znane synonimy Raju:
– szkoła bez studentów
– urząd bez petentów
– szpital bez pacjentów
… i można by tak długo…. 🙂
25 października 2011 o 22:50 |
blog bez blogera?
26 października 2011 o 17:42
No coś ty… jeżeli już, to blog bez wymagających czytelników raczej 😉 Raj potraktowałem jako antonim przekleństwa z cytowanego przez ciebie hasła…Satysfakcjonująca działalność musi zawsze mieścić się gdzieś pomiędzy wysiłkiem przekraczającym możliwości a bezefektywnym nicnierobieniem, ważne aby dobrze umościć się na tej skali.
25 października 2011 o 23:24 |
Nie znałam tej historii z dziennikarzami i odpowiedzią p. Hajdarowicza. List p. Hajdarowicza jest przepięknej urody.Bardzo mi się spodobał ten persyflaż, polubiłam jego autora 🙂
Blog bez blogera? To zależy, który blog, jak dla mnie ……
Pozdrawiam …..
26 października 2011 o 9:18 |
Witaj Wiedźmo, Tobie się list Hajdarowicza spodobał, ale wiceszefowa SDP „zapłonęła oburzeniem.” Wcale się nie dziwię, własciciel Rz wykazał że sygnatariusze listu sa bandą głupków. Pisze o tym zabawny jak zwykle revelstein:
http://tabloidonline.wordpress.com/2011/10/26/nisza-medialna-z-foksal-czyli-jak-rodzi-sie-biznesplan/
26 października 2011 o 22:35
Bo też i reakcja pani Agnieszki jest dość komiczna….. 🙂
Zdaje mi się, że pisia nisza ma swoje dzienniki ….. i rozgłośnię też ma. Sadząc po liczebności ( ok. 3 mln) widowni poniedziałkowego Teatru TV to jednak jest w ojczyźnie całkiem spora grupa inteligentów, którym moze warto zaproponować po prostu inteligentny tygodnik. Niekoniecznie jednoznaczni pisi.
26 października 2011 o 11:22 |
tego Garbarka Ci zazdroszczę najbardziej… posłuchałbym go w katedralnej akustyce. Lepsze to niż polityka i pogoda razem wzięte 😉
26 października 2011 o 19:31 |
No tak, ale Garbarek rozpraszał katedralną ciszę tylko przez kilkadziesiąt minut, a ulewa trwała całe trzy dni.
Nie mówiąc o polityce, która jest …wieczna jak trawa 🙂
Pozdrawiam
26 października 2011 o 16:42 |
Odpowiedź Hajdarowicza błyskotliwa. Mam jednak wrażenie, że wyłącznie na tej podstawie, niektóre środowiska, od pierwszego wejrzenia zakochały się w Grzegorzu Hajdarowiczu. To nie będzie łatwa miłość. Hajdarowicz, jest cholernie bezwzględnym, aroganckim i nie przyjemnym facetem.
26 października 2011 o 19:41 |
Mnie sie spodobała właśnie błyskotliwość Hajdarowicza. Zauważ jak celnie przywalił nadawcom nieszczęsnego listu. Przywołał mianowicie legendarnego szefa SDP, pana Bratkowskiego, który ostatnio przestrzegał przed PISem jako partia quasi faszystowską, co dla Romaszewskiej i Skowrońskiego musiało być sporym upokorzeniem.:) Zasłużenie oberwali!
A charakter Hajdarowicza? No cóż, wg mnie szef-własciciel powinien być twardy, a nawet zarozumiały.
Z bloga Bronislawa:
„Hajdarowicz zapytany o kierunek polityczny pism zapowiedział, iż wspierał będzie stanowisko menedżerów, właścicieli, generalnie ludzi biznesu. Co to oznacza? Ano tylko tyle, że „Rzeczpospolita” przestanie być tubą PiS-u, a „Uważam, rze” najprawdopodobniej zniknie z rynku. Tak podejrzewam. Nie sądzę bowiem, by nowy właściciel wspierał swoim kapitałem partię, która wyspecjalizowała się w permanentnym przegrywaniu wyborów.”
To dobrze wróży.
26 października 2011 o 22:38 |
Bezwzględny, arogancki i nieprzyjemny facet….. szczęśliwie nie jest i nie będzie moim szefem, więc mogę do woli podziwiać jego inteligencję i cięty język. Myślisz, że to nie ma wpływu na jakość tekstów w jego wydawnictwach ?
27 października 2011 o 9:06
Jako odpowiedź i uzupełnienie wątku polecam
http://wyborcza.pl/1,75968,10544900,Najwiekszy_skarb_Hajdarowicza.html
27 października 2011 o 6:07 |
No to mam nadzieje, ze nie zalalo Ci piwnicy.
Pzdr.
27 października 2011 o 9:06 |
Szczęśliwie nie zalało! 🙂
PS. Nie mam piwnicy.